Les Cayes

     "Statki nasze, jedne wcześniej, drugie później przybiły do brzegu u miasta Cayes, ściągnęły mnóstwo ciekawych, tak białych jak czarnych; biali szczególnie witali nas z oznakami szczerej radości i bardzo spra­wiedliwy mieli do tego powód, gdyż na parę dni wprzód miasto było atakowane przez murzynów i cudem pra­wie utrzymało się od rzezi, jaka by niewątpliwie nastą­piła gdyby miasto było zdobyte.

W mieście, nielicznym garnizonem francuzkim komenderował jen. brygady Laplum, rodowity murzyn, pozostały wiernym rządowi francuskiemu, gdyż wie­dzieć potrzeba, że kolonia utrzymywała 12 tysięcy re­gularnego wojska należycie wyćwiczonego, z samych murzynów złożonego, dla zastąpienia europejskiego, któ­remu we wszystkich epokach klimaty tamtejsze stawały się śmiertelne, nie dziw zatem, że z owego wojska da­wały się widzieć porządne oddziały."

Artur Oppman, Na San Domingo Obrazy i Wspomnienia, Warszawa, 1917, Pamiętnik Kazimierza Małachowskiego

     "Tenże jen. Laplum, kontent z naszego przybycia, co­dzienne na nieprzyjaciela zaczął robić wycieczki, sam zawsze na czele, ubrany w paradny mundur generalski.  W mieszkańcach duch na nowo ożył, rzucono się do wzmocnienia miasta zasłaniając miejsca przystępniejsze, z początku Hzańczykami z beczek i różnych pak kupie­ckich ziemią przysypanymi, a później na ciągłe opa­sanie miasta wałem i rowem podług reguł fortyfikacyj­nych z bateryami, w których się znalazło 50 dział do­statecznie amunicyą zaopatrzonych. Takie wzmocnienie i czujność nieustanna, niezmiernie powiększyły służbę garnizonową a z nią i śmiertelność; niebyło dnia, aże­by z głównych hauptwachów w ciągu tych wałów po­zakładanych, nie wywożono trupów. Bardzo często znaj­dowano dwugodzinnych szyldwachów zmarłych przy ich zluzowaniu; toż samo się działo po szopach nam na ko­szary przeznaczonych."

Artur Oppman, Na San Domingo Obrazy i Wspomnienia, Warszawa, 1917, Pamiętnik Kazimierza Małachowskiego

      "Na kilka jednak miesięcy wprzód nim te klęski na­stąpiły, Francuzi starali się wszędzie wziąść przewagę nad zbuntowanemi murzynami. Nasz garnizon Cayes ro­biąc częste wycieczki, upatrzył pozycyą, był to piękny i obszerny wzgórek wzniesiony wśród plantacyj cukro­wych obok dwóch pięknych krzyżujących się dróg robionych, palmowców drzewem wysadzanych zwanych quatre chemins. Na tem wzgórzu założono obóz z nazwą Camp Dourdet jako miejscu zburzonej temu obywatelowi pięknej habitacyi, do którego zaraz w pierwszych dniach przybycia swego trzeci nasz batalion zgromadzony zo­stał i tam się do ostatka utrzymywał. Wzgórek ten wkrótce zamienił się na małą forteczkę okopaną szero­kim rowem, zasłonioną mocnym parapetem z bateryami, w których się znajdowało ośm dział obsłużonych po wię­kszej części przez dawnych kanonierów murzynów po­zostałych wiernymi dawnemu swojemu rządowi. Była ta pozycya bardzo bliska obozów murzyńskich na górach rozłożonych, która im wszelkich działań na miasto prze­szkadzała."

Artur Oppman, Na San Domingo Obrazy i Wspomnienia, Warszawa, 1917, Pamiętnik Kazimierza Małachowskiego

     "Hurem za nami, rzucili się obywatele na statki z familiami swemi, ale dużo pozostało w mieście ufnych w kapituluję angielską. Ci najprzód zajęli wszystkie po nas poczty, a przy ambarkowaniu się wprowadzili do mia­sta niewiele lądowego żołnierza. Po wyjściu z portu i zbliżeniu ku wyspie zwanej Cisie à Vache na przeciw Cayes leżącej, na której zawsze utrzymywałem oddział z 50 ludzi złożony z jednym oficerem, obok której nieszeroka była głębia, którą jedynie mogły wchodzić i wychodzić okręty, reszta w kształcie ogromnego półkola zamknięta pasmem skał. pod powierzchnią wody ukrytych, dostatecznymi były że w tym miejscu postawiony jeden okręt angielski najściślej nas blokował, i wszelką więcej jak przez trzy miesiące odjął nam komunikacyą.

W tym tedy miejscu, cała ewakuacya nasza ze wszystkiemi statkami obywatelskiemi na kotwicy sta­nęła, a komodor Cumberland, ze świtą oficerów wziętą ze wszystkich swoich oficerów, ku wieczorowi od­płynął do miasta. Była to chwila wpuszczenia tryum­falnego do Cayes, jenerała murzyńskiego Dessnlines z wojskiem jego. Huczne natychmiast usłyszeliśmy okrzy­ki, cale miasto rzęsisto oświecono, śpiewy i nieustanne strzelania dowodziły powszechnej radości wśród której odbywała się uczta dla anglików wyprawiona, ta się przeciągnęła aż do następnej nocy i nie wróciła nam anglików na okręta aż trzeciego dnia rano znużo­nych biesiadami ale dobrze obładowanych złotem za sprzedanie murzynom tego miasta. Naród przemyślny wszędzie znajdzie dla siebie korzyści i u nas takaż, chociaż w niegodziwym sposobie, dla anglików się wy­darzyła."

Artur Oppman, Na San Domingo Obrazy i Wspomnienia, Warszawa, 1917, Pamiętnik Kazimierza Małachowskiego

      "19-go czerwca z rana z 19 ocalonymi, zawinął do Cayes, „prawie w jednej porze" z niedobitkami załogi z Acąuin. Tam kapitan Zieleniewski, „mając sobie powierzone dawne okopy w bliskości opuszczonej wsi na stały postój, przez miesięcy dwa staczał małe utarczki, osobliwie w dniach, w których wysyłał oddziały" za drzewem i żywnością. Przywoził mu ją nadto statek co pięć dni. Tą drogą otrzymał wiadomość, że Ferrou, aby zatrzeć niepowodzenia pod Cayes, idzie na Jacmel i Acąuin. Zaczem dowódca polski zaprzestał wszelkich wypraw odleglejszych „z obawy, iż siły murzynów powiększyły się i żeby w zasadzki, na które często naprowadzali, oddział nie wpadł, ile że siła jego przez choroby o trzecią część zmniejszoną była". Ferrou przepołowiwszy swą dywizję kazał równocześnie na oba uderzyć posterunki. „Bronił Zieleniewski mężnie swego stanowiska, po razy kilka odparłszy nacierających, lecz widząc, że siły murzynów wzmacniają się postanowił w porze nocnej okopy opuścić i cofnąć się na statek, któren tego- samego dnia przybył z Cayes dla niego z żywnością i stał w zatoce Djament"."

Adam Mieczysław Skałkowski, Polacy na San Domingo, Poznań,Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, 1921

     "Porucznik Garlicki na czele 50 żołnierzy i z 80 murzynami był wysłany na wyspę La Vachei naprzeciw Cayes dla rąbania drzewa. Inne oddziały na stałych posterunkach wokoło miasta „nie bywały zmieniane tylko wtenczas, kiedy..."."

Adam Mieczysław Skałkowski, Polacy na San Domingo, Poznań, Poznańskie Towarzystwo Przyjaciół Nauk, 1921