Petit-Goâve

       "Również położenie departamentu Zachodniego pogorszyło się znacznie od marca 1803 r. Głównym jego ośrodkiem administracyjnym był Port au Prince (Républicain), który starano się ubezpieczyć silnymi załogami w sąsiadujących od południowego i północnego zachodu miejscowościach, dość dobrze ufortyfikowanych i opatrzonych artylerią. Do takich należał Petit Goâve. Podsuwający się od tej strony powstańczy generał Nicolas Geffrard starał się przeciągnąć dowódcę fortu Mulata Michała Delpèche’a, mocno związanego z gen. Laplume’em wizją silnej pomocy ze strony brytyjskiej; udało mu się w każdym razie pozyskać część garnizonu kolorowego, który wpuścił powstańców do Petit Goâve. Biali ledwie zdołali dopaść okrętu, który stał w porcie, by się ratować ucieczką do Port au Prince (13 III).

Dowództwo francuskie wysłało płk. Neterwooda (29 III) z silnym oddziałem na liniowcu „Dugay-Trouin” dla odzyskania Petit Goâve. Gdy miasto zaczęto ostrzeliwać z dział pokładowych, Murzyni podpalili je i wycofali się na sąsiednie wzgórze, na którego stoku okopali się. Wobec tego Francuzi lądowali i przypuścili atak, nie spodziewając się silniejszego oporu ze strony Murzynów. Na czele dwóch kolumn atakujących szli płk Neterwood i szef batalionu La Combe. Obaj zostali śmiertelnie ranni. Sporo było poległych, a 150 rannych odwieziono do Port au Prince. W akcji odznaczył się szef szwadronu K. Przebendowski, który objął dowództwo nad rozbitymi kolumnami.

Próbował on do 7 kwietnia spędzić Murzynów z pozycji górującej nad Petit Goâve z pomocą kapitana artylerii Guidonne, ale działa pokładowe nie donosiły do umocnień murzyńskich na stoku, małokalibrowe zaś działka, które można było podciągnąć bliżej, nie wyrządzały większych szkód w fortyfikacjach ziemnych powstańców. Wypadało więc wycofać się, pozostawiając garnizon w odzyskanym forcie Petit Goâve, ale ewakuując Miragoane. Niemniej stałe zagrożenie fortu od strony wzgórz, zajętych przez powstańców, odcinających dowóz aprowizacji, nie rokowało utrzymania tego punktu na dłużej."

Jan Pachoński, Polacy na Antylach i morzu karaibskim, Kraków, Wydawnictwo Literackie 1979

       "Następnie ruszył Rochambeau do Petit Goâve z dobrym portem. Podobne zalety miało sąsiednie Grand Goâve. Wokół obu rozciągały się plantacje trzciny cukrowej. Obie osady były nieobronne. Petit Goâve atakowane było przez powstańców ok. 5 października; pozostawili oni na pobojowisku 147 poległych, umocnili się jednak na sąsiednich wzgórzach, zagrażając dalej osadzie. Gen. Rochambeau próbował ich wyrzucić z obronnych pozycji ostrzeliwaniem z okrętów oraz przy pomocy tresowanych dogów sprowadzanych ze wschodniej części wyspy lub z Kuby. (Poszczute — rozszarpywały Murzyna w ciągu paru minut).

 

Tu jednak zawiódł ogień artylerii morskiej (wobec ziemnych umocnień), a psy zwietrzywszy krew rannego dobosza francuskiego rzuciły się na niego. Z obawy, by nie wyrządziły większych sizkód we własnych szeregach, Rochambeau kazał je wycofać, uważając, że nie zostały dostatecznie wyszkolone. Dowódca eskadry Julien de la Graviere uważał, że przyczyną niepowodzenia był brak w oddziale Francuzów. „Polacy, Mulaci i Negrzy już przy pierwszych strzałach spowodowali zamieszanie w szeregach i nie można było uczynić nic lepszego od pospiesznego odwrotu”. Niezbyt jest to ścisła relacja. Leon Potocki pisze o zaciętej kilkunastogodzinnej walce, w której Polacy osłaniali Francuzów; poległ wtedy m.in. ppor. Feliks Wilczek. Przypuszczalnie obserwujący akcję z morza marynarz nie zorientował się, że generałowi Rochambeau po nieudanym eksperymencie z dogami szkoda było czasu, aby zdobywać okopy na trudno dostępnym wzniesieniu, gdy czekały inne, ważniejsze zadania."

Jan Pachoński, Polacy na Antylach i morzu karaibskim, Kraków, Wydawnictwo Literackie 1979

       „Ale wróćmy do przerwanego głównego wątku. Po zaopatrzeniu okrętów i przeprowadzeniu uzupełnień w przybyłych batalionach 114. półbrygady podjęto dalszą podróż. Na pokładzie „Le Héros” znalazł się gen. J. Brunet, mający pokierować wyprawą. Zamierzał on odwiedzić Jérémie, Tiburon i Cayes. Data wypłynięcia nie jest pewna. Relacje francuskie są sprzeczne; fakt, że wypływające okręty spotkały u wejścia do portu fregatę „La Franchise” wiozącą 150 rannych spod Petit Goâve (walki 30 marca, kontynuowane przez K. Przebendowskiego do 7 kwietnia), nasuwa przypuszczenie, że to miało miejsce z początkiem kwietnia.”

Jan Pachoński, Polacy na Antylach i morzu karaibskim, Kraków, Wydawnictwo Literackie 1979