Hiszpania 1808-1812

Któż nas może przecież za to winować, żeśmy powinność naszą pełnili w nadziei, że z walki nowego świtającego świata ze sta­rym świętość naszej sprawy uznaną zostanie, że niszcząc starą budowę społeczeństwa, zniszczemy i zasady na któ­rych spoczywała, a które bezkarnie na morderstwo nasze zezwoliły. Ten to tylko a nie inny był powód naszego zapału w walce z tylu narodami jak n. p. Hiszpanami, którzy mimo, że w świętej sprawie, bo w sprawie swej samodzielności walczyli, zawsze bronili zasad na których ich państwo spoczywało.

Madryt

W parę dni po przybyciu do Madrytu, gdy pułk stał uszykowany na jednym z placów miej­skich, przystąpił przed front jakiś człowiek, ubrany jak Figaro z Beaumarchais’go komedyi i zawołał po polsku: „witam was obywatele Polacy!“ Zwał on się, jak się zaraz dowiedziano, Szulc, był ro­dem z Kurlandyi, służył pod Kościuszką; po róż­nych przygodach znalazł się aż w Madrycie.

Murcja

Poszliśmy także raz z Tawerny do Lorki i do Murcji. W tern ostatniem mieście zastaliśmy hiszpańskie armaty dwie wałowe i ogromną moc ładunków. Dostaliśmy rozkaz, aby armaty zagwoździć i z wałów pozrzucać, cośmy też uczynili.

Tabernas

Z Santofe wróciliśmy do Tawerny. Tu kazano mi wziąć kilku żołnierzy i szukać drzewa na opał. Pod miastem był lasek oliwny; pobiegliśmy więc czemprędzej do niego i zaczęliśmy rąbać drzewo oliwne. W term przychodzi jakiś mieszczanin i mówi:

— Moi żołnierze, nie róbcie mi krzywdy! Ten lasek jest mój; szkoda marnować tak piękne i pożyteczne drzewiątka.

Ocaña

Ustąpiliśmy przeto na prawo, może z ćwierć mili od tej cytadeli, pod miasto Okanią. Na obszernem polu rozłożyli­śmy się, a było nas wszystkich podobno do pięćdziesiąt tysięcy chło­pa. Hiszpanów zaś miało być jeszcze więcej.

Almonacid de Toledo

Dnia 11 sierpnia o świcie, zbliżono się pod Almonacid, miejsce nieśmiertelnej chwały dla pol­skich wojowników. Zatrzymano się przed fron­tem linii hiszpańskiej, w lasku oliwnym i spie­sznie szykowano do boju.

Santa Fe

Pod tem miastem, żeby się zaopatrzyć w mięso, zajęto raz na patrolu w górach czterysta ładnych owiec i tyleż kóz. Tę trzodę mu­sieli chłopy paść po górach, a my z bronią nabitą chodziliśmy za nimi. Na noc przypędzano stado do miasta, na podwórze ogrodzone.

Tortosa

Tortoza nakoniec po różnych sporach i per- traktacyach poddała się d. 2-go stycznia 1811 r. Pół roku trwało oblężenie, które kosztowało Le­gią Nadwiślańską, bardzo wiele drogiej polskiej krwi.

Consuegra

Lubośmy w Mansaneres wielkie założyli sobie magazyny, jedna­kowoż musieliśmy się cofnąć pod Conswegrę, bojąc się Hiszpanów. Pobiliśmy ich znowu, i pod Conswegrą rozłożyliśmy obóz.

Burgos

Miasto Burgos poczęto szturmować równo z wschodem słońca, a my przyciągnęliśmy na su­kurs o godzinie 5 z rana. Mgła była wielka, ani naszej, ani nieprzyjacielskiej liniji, ani nawet miasta nie widno było; jedynie tylko cytadelle leżącą, nad tem miastem na górze słońce oświecało.

Kadyks

Daremnie Francya tak ogromne bomby do­ stawiała, że jedne dwoma końmi wieziono; te po dziś dzień w okolicach Kadyxu na różnych miej­ scach porozrzucane muszą spoczywać.

Saragossa

starożytna stolica Arragonii liczyła 50 tysięcy mieszkańców, kilka tysięcy żołnierzy i po­wstańców z okolic pod naczelnym ‘dowództwem Palafoxa. Nie tu miejsce opisywać Saragossę, w której każdy kamień nieomal zlany jest krwią polską; dość wspomnieć, że było to miasto na wskroś średniowieczne.

Somosierra

Cesarz z was zadowolony, waleczni Po­lacy! to świetne natarcie uważa za najśmielszy krok, jaki kiedykolwiek konnica wykonała, mianuje was starą gwardją i przeznacza miej­sce waszemu pułkowi na prawem skrzydle ca­łej kawalerji gwardyjskiej. „Niech żyje cesarz!" rozległ się głos w szeregach polskich, — „Niech żyją waleczni Polacy!"

Grenada

Z pod Antekery poszliśmy do Granady. Tu kompletowano bataljony. Nasza też kompanja dostała dość rekrutów od cesarza. Potem robiliśmy Józefowi Napoleonowi wielką paradę, tak że nawet Hiszpa­nie wołali: Vive Josef Primero! Ale cóż to znaczyło, kiedy w duszy myśleli tylko, jakby nas wszystkich razem z Józefem, albo przynajmniej którego z nas zamordować.

Malaga

O milę od Malagi, dnia 8 lutego 1810 roku rozłożyła się armia franko-polska w cytrynowych i pomarańczowych gajach. Ztąd widziano jak przed miastem szykowała się garść inwalidów hiszpańskich, zbieraniny wszelkiego rodzaju,jezdców w roz­ maitych strojach i błyszczało pod słońce jede­naście armat śpiżowych.

Baza

Nasz korpusik pod dowództwem gienerała Perimont, przeszło przez rok cały konsystował wmieście Baza, pomimo te­ go nieustanne wyprawy za ściganiem partyzantów, za sprowadzaniem żywności, pieniężnych kontrybucyj, i tym podobnych potrzeb dla wojska, nie dozwalały nam spo­kojnego odpoczynku, po tylu doznanych trudach wojen­nych.

Vitoria

Były tam dwa szwadrony pułku gwardji polskich ułanów, przeznaczone do tylnej straży korpusu marszałka Bessiera, który po odebra­nej wiadomości o opuszczeniu Madrytu przez króla Józefa, z korpusem swoim z nadgranicy portugalskiej cofnął się do prowincyj Biskaj­skich. Tam osadziwszy bitnym żołnierzem warowne wąwozy, oczekiwał spokojnie po ciężkim boju i trudach obozowych przybycia Napoleona.

Irun

Przeszliśmy granice Francyi i przymaszerowaliśmy już późno wieczór do miasta pierwszego hiszpań­skiego Irun, gdzieśmy się rozjechali po domach na kwatery. Już przy świetle otwerali nam domy, rozmówić się z nimi niemogliśmy, a Hiszpany prócz swego języka innego nie znali, więc tylko na migi pokazywaliśmy, czego nam potrzeba było, tak jak głuchoniemi rozmawialiśmy. Zawołaliśmy, wina!

Walencja

W czasie już tylokrotnie przez nas wspo­mnianego oblężenia Walencyi, gdy Hiszpanie ze wszystkich redut sypali ogień na oblegających, jeden z młodszych oficerów, opowiada naoczny świadek, chcąc okazać że gardzi niebezpieczeń­stwem, stanął sobie z założonemi rękami na szańcu zewnętrznym. Za jego przykładem poszedł zaraz drugi, trzeci, nareszcie znaleźli się na stoku porucznicy: Dobrzycki, Piątkowski, Sorawski, Brandt, Kupść, Niedzielski i jeszcze kilku i rozpo­częli pogadankę.

Miranda de Ebro

Gdy to Massena sam obejrzał, zaraz dał wyrok swój, aby aresztowa­ne osoby uwolnić, a tych dwóch winowajców wśród placu powiesić; ciała zaś zamordowanych wewnątrz Kościoła przed wielkim ołtarzem pogrzebać, a żony ich morderców do więzienia wsadzić aż do dalszego wyroku. To natychmiast wykonanem zostało i ru­szyliśmy dalej.

Fuengierala

Kapitanowi Młokosiewiczowi oddane było do­wództwo w małej fortecy Fuengierala, nad morzem między Malagą a Mirabellą leżącej. Dwa linijowe okręta i 20 statków przewozowych z trzema tysią­cami Anglików i Hiszpanów, któremi komenderował jakiś lord generał, przypuściło szturm do tej forte­cy, bronionej przez 150 dzielnych Polaków.

Santo Domingo de la Calzada

Święty, po powrocie z Ameryki z wyspy Saint-Domingo był proboszczem w tem sa­mem mieście. Dom mieszkania jego murowany, po dziś dzień stoi i najlepiej utrzymany, a niewolnonikomu w nim mieszkać. Każdego tygodnia w pią­tek dom ten otwierają i odwiedzają go pobożnie mieszkańcy, zaś dla podróżnych przejeżdżających w każdym czasie wolny tam wstęp, byłem i ja tam kilkakrotnie.

Ezcaray

Razu jednego gdy z po­między gór generał hiszpański Amur za winem i chlebem, oraz suknem na umundurowanie potrze­bnym przybył do miasta Esquaray zwanego, o godzin dwie od Santo Dominico, które leżało ściśnięte naokoło górami wysokiemi i skalistemi i wysłał re­konesans do nas tak śmiały i odważny, że co dzień o godzinie 4 z rana odważali się strzelać do warty stojącej w bramie, której było po kilkadziesiąt. 

Épila

Oczywiście rzeczą konieczną, naglącą nieomal było, wyparcie z tamtąd Palafoxa i przywrócenie komunikacyi. W tym celu jenerał Lefebre rozkazał Chłopickiemu wyruszyć do Epila na czele pierwszego pułku piechoty nadwiślańskiej, batalionu 15-go pułku francuskiego, pułku lansyerów i pięćdzie­sięciu koni bardzo podejrzanej jazdy hiszpańskiej i jednego działa, i rozpędzić powstańców.

Medina de Rioseco

Przeszedłszy Pireneje nie­pokojony on był w górach przez bandy gierylasów i odpocząwszy sobie w Burgos, ruszył do Rioseco. Tutaj wraz z szaserami i Mamelukami gwardyi, uderzył on na sławny pułk dragonów królowej hiszpańskiej (de la Reyna) i rozbił ich doszczętnie. Pierwszy ten krwawy chrzest szwadronu przynosi mu zaszczyt. W szarży tej Joa­chim Hempel wpadł na działa z kilku żołnie­rzami i zrąbany szablami dostał się wraz z Go­łębiowskim do niewoli.

Toledo

Jest to najstarożytniejsze i największe miasto w starej Kastylji, odebrane było Maurom za króla Alfonsa V w 1085 roku. Miasto leży na wyniosłości nad rzeką Tagiem otoczoną na około stromemi i spadzistemi skałami. Rzeka Tag podpływa pod samą bramę Madrycką i krążąc na około przepływa pod tąż samą bramę z drugiój strony, z tego dopiero miejsca odchodząc dalej, tak że tylko przez bramę suchą nogą można przejść do miasta.

La Albuera

W Albauera zaczęła się krwawa i zacięta bitwa, lecz stanowczego rezultatu nie odniosła, chociaż tak z jednej jak i z drugiej strony wielu poległo. Anglicy po tej bezskutecznej bitwie, odsunęli się nazad ku granicy portugalskiej, po nich wojska nasze tu i w Andaluzyi zajęły najlepsze stanowiska; tu zarazem ściągnęliśmy obozy z Kadiksu.

Tolosa

Na Irun do Tolozy, maszerowano wśród cią­ głych deszczów i przejmującego zimna. Za Tolozą Polacy posuwając się wśród błota i deszczów, z uczuciem znużenia i smutku, napotkali na dro­ dze zamordowanego haniebnie kawalerzystę fran­cuskiego. Ciało nieszczęśliwego przywiązane do czterech słupów było spalone.

Alegia

Nie mogłem wyjść z podziwienia, dowiedziawszy się, że państwo ci, to moi ziomkowie. Kobieta opowiadała mi, że mąż jej służył w jednym z pułków polskich, lecz wskutek chronicznej choroby, musiał wziąć dymisyą i obecnie ma zamiar powrócić do War­szawy, gdzie się spodziewał znaleść pewny przy­tułek w domu weteranów.

Cartagena

Przedsięwzięto przeciwko miastu Kartagiena w Murcyi wyprawę, którą gienerał Sebastyani osobiście dowodził. Pomyślny skutek uwieńczył nasze zamiary; z małą stratą opanowaliśmy miasto Kartagienę, gdzie nieprzeliczone bogactwa, armaty, amunicya, stały się naszą zdobyczą.

Mora

Zbliżając się do Mora, dostrzeżono szykujące się pod tą wsią kolumny. Widząc to Konopka i powątpiewając czy to są nasi, choć wiedział, że w Mora piechota stanęła na noc, kazał Wojcie­chowskiemu z paru ułanami zrobić rekonesans. Ledwie atoli Wojciechowski ujechał kilkanaście kroków, patrzy, a Konopka zawróciwszy konia, leci pędem ku Toledo.

Badajoz

Odpocząwszy sobie we wspaniałem tem mie­ście przez tydzień, czwartaki wysłani zostali jako asekuracya znacznej ilość amunicyi do twierdzy Badayoz, na granicy portugalskiej leżącej. Do­stawszy się do niej szczęśliwie, pomieszczeni tu zostali jako załoga. Ta służba garnizonowa sta­nowi jednę z najprzykrzejszych chwil, jakie czwartaki spędzili w Hiszpanii.

Sevilla

W dniu przybycia lansyerów do Sewilli mar­szałek Soult prosił do siebie na obiad korpus oficerów, a nazajutrz oficerowie konno oddawali wizyty wyższym jenerałom. „Ubiór nasz był pię­kny, opowiada Wojciechowski, konie dzielne, oficerowie młodzi i przystojni, nie jednem zwy­cięstwem głośni; przypatrywały nam się też Hiszpanki, a na nasz widok nie jednej się oczko uśmiechnęło, nie jedno serduszko zapukało

Almería

Te jednak utrapienia wynagrodzili sobie żoł­nierze polscy rozkosznym pobytem w „zachwy­cającej okolicy“, Almeryi, jak ją nazywa jeden z uczestników tej wojny. Stano tu przez trzy miesiące, a dowódca 9-go pułku, pułkownik Grotowski został gubernatorem miasta.

Daroca

Najmniejsza zasadzka tyralierów w podobnem miejscu wystarczyłaby do wywołania paniki. Nakoniec wydobyliśmy się znowu na po­wietrze, na brzeg rzeki Jiloca, nad której brzegiem leży Daroca. Tajemnicza otchłań była poprostu podziemnem ujściem, zbudowanem przed dwoma wie­kami, dla odprowadzania wód wezbranych potoków, służącem za przejście dla tych, którzy nie chcieli iść przez miasto.

Calatayud

Calatayud było jednym z głównych naszych punktów oparcia wśród tych działań. Kompanie woltyźerów mogły trochę wypocząć, stojąc kwaterą w klasztorze i zająć się przyprowadzeniem do po­rządku swoich rzeczy, a szczególnie obuwia, które ciągłe pochody w górach wystawiały na ciężkie próby, Rozumie się, że w każdej chwili musieliśmy kyć gotowi do wymarszu.

Zafra

W Zafra spotkali nasi w garni­zonie francuskim jenerała Macieja Dębowskiego. Jakże zazdrościł swym rodakom powrotu do oj­czyzny! Kazał im z magazynów rozdać żywność, oficerów zaprosił na obiad, słał przez nich swe roztęsknione westchnienia ku ojczyźnie. Biedak, nie miał już nigdy ujrzeć tej ojczyzny.