Przez cały ten dzień minuty wydawały mi się wiekami; do ostatniej chwili drżałem, żeby nie zaszła jaka nieprzewidziana przeszkoda. Nareszcie o umówionej porze zaprosiłem kolegę Krakowskiego, żeby mnie zastąpił na parę godzin w koszarach i zaopatrzywszy się na wszelki wypadek w parę pistoletów i w puginał, poszedłem, czając się, do Confeterii.
Drzwi były uchylone. Gdym wszedł, nasza Powiernica zamknęła je cicho na klucz i poprowadziła mnie długą sienią, na końcu której błyszczało słabe światełko: była to lampa duenny.
— Jesteśmy już u celu, senor — przemówiła, otwierając drzwi małej, wilgotnej izdebki.
U nas chyba najbiedniejsi wyrobnicy tak mieszkają. Całe umeblowanie składało się z dwóch krzeseł, stołu, ubogiego łóżka, kropielnicy z Matką Boską Bolesną i dzbanka z wodą.
— Senor don Enrique — zameldowała uprzejma duenna i pozostawiła nas samych.
Przygotowałem sobie, z pomocą słownika, powitalny kompliment.
— Senorita! uważam się za bardzo szczęśliwego, że mogę nakoniec zadość uczynić najgorętszym pragnieniom mego serca, wręczając osobiście ten dowód mojego uwielbienia.
Moja śliczne monjita wzięła drżącą ręką pakiecik, który jej podałem, położyła go na stole i sta lą ze spuszczonemi oczyma, bawiąc się sznurem od habitu.
— Por el amor de Dios! — wyrzekła po chwili półgłosem.— Gdyby się dowiedział kto o tem!
— Czy to taka wielka zbrodnia — zapytałem — zgodzić się na przyjęcie drobnego dowodu szacunku?
— Ale sposób, w jaki to się stało, nie zdaje mi się właściwy — odpowiedziała monjita.
____
Brand, Henrich Von Pamiętniki oficera polskiego : (1808-1812). Cz. 1, Redakcja i Administracja Warecka 14, Warszawa 1904