Bitwa pod Albuerą 1811

Na podstwie pamiętnika Kajetana Wojciechowskiego, Pamiętniki moje z Hiszpanii, Warszawa, 1845.

Dnia 15 maja 1811 r., po południu przyszliśmy pod las rozległy i gęsty, przez którem dragony poszli w roz­sypkę, a my środkową drogą. Za lasem ujrzeliśmy wio­skę Albuhera, leżącą na prawej stronie rzeki tegoż na­zwiska, na której był most. Za rzeką wzgórza ciągnące się aż do ogromnego pasma gór skalistych, a na tej pozycyi ogromne kolumny piechoty, czarne massy kawaleryi i artyleryi, przed któremi łańcuch placówek i szyld­ wachów. W tem słońce zachodzić zaczęło, a my staną­wszy obozem, rozłożyliśmy ogniska.

Ze wszystkiego złego dla kawalerzysty, to najgorsze, kiedy koń zmęczony z głodu i pochodu. Właśnie nad tem dumałem przy ognisku, gdy przyszedł rozkaz, aby skoro świt, paradnie wystąpić. Zjadłszy z kolegami kawałek schabowiny zepsutej i wypiwszy po kieliszku araku, za­snąłem spokojnie.

W tem nade dniem 16 maja, zatrąbiono pobudkę; zerwałem się co żywo, i już stałem na cze­le moich zuchów, kiedy, plutonami od prawego, odłam się! zakomenderowano. Podczas gdy defilowaliśmy około stojącego marszałka, słońce wschodzić zaczęło. Pułkownik krzyknął: „Flankiery naprzód!" Przebiegając koło niego, usłyszałem rozkaz: „Broń na smycz, żwawo na lewo ko­ło mostu, wpław przez rzekę, uderzyć na nieprzyjaciela! Plutony przebiegały galopem, a ja zatrzymawszy się jeszcze na chwilę, słuchałem dalszych rozkazów; wtem pułkownik krzyknął na mnie po Francuzku: „czyś głu­chy?” W oka mgnieniu zwróciłem ognistego kasztana i pierwszy rzuciłem się w rzekę. Koło mostu widzieliśmy siedzących minierów.

Przepłynąwszy, sformowałem pluton, co też za mną Rogojski uczynił, poczem uderzy­wszy na szwadron dragonów Londyńskich, w puch ich rozbiliśmy. Wyskoczyły przeciwko nam dwa inne szwa­ drony, a my cofając się w porządku, ujrzeliśmy za sobą w asekuracji Leszczyńskiego, na czele dwóch drugich plutonów flankierów, za rzeką zaś pułk się formował. Zwróciwszy się, uderzyliśmy znowu na Anglików, i dwa szwadrony postępujące za nami rozbiliśmy.

Dopiero gdy wyszła przeciwko nam nazbyt przewyższająca siła, poczęła się w rozsypce utarczka. Każden z nas walczył z kilkoma, a walka ta nierówna już pewny czas trwała, gdy artylerya nasza stanąwszy na pozycyi, zaczęła Anglików prażyć, którzy pobojowiska trupami zasłanego nam ustąpili. Porzuceni na straconą pocztę, pomieszani z przemagającym nieprzyjacielem, zbiegamy się z Rogojskim: „Piotrze, wołam, nie masz tam cze­go się napić? ten porywa flaszę, a sam wypiwszy, mnie podaje. W tej samej chwili kiedy krzepię siły przelatuje pomiędzy nami kula armatnia, niezgrabnie wymierzona przez naszego kanoniera, która o włos że nas obydwóch nie sprzątnęła.

16 maja 1811 - La Albuera (trzeci atak Anglików)

Anglicy widząc że nam nikt pomocy nie daje, po raz trzeci przypuścili na nas atak. Gdyśmy zaś spostrzegli, że się nasza asekuracja cofnęła i pułku na tamtej stronie rzeki nie widać, zawołałem na Rogojskiego aby czem prędzej rzekę wpław przechodził, i z drugiego brzegu dał ognia. Na moje nieszczęście, nad brzegiem błotnistym rzeki, koń się wywraca pod kapralem z plutonu Rogoj­skiego, co ich przeprawę na chwilę wstrzymuje; tymcza­sem okryty chmarą Anglików, 14 ludzi z mojego pluto­nu straciwszy, szablą w ręku sobie toruję drogę, a rzuciwszy się w rzekę, szczęśliwie na drugi brzeg przepływam.

Na tamtej stronie przybiegł Skrobicki Piotr, adju­tant pułkowy, z oznajmieniem, że trzeci raz przywozi rozkaz cofania się, a my go nie słuchamy.

Wnet po nim nadjechał szef Kostanecki gderając: „otóż to szlachta Polska, szabelką wywijać, śmierć połykać, a rozkazów nie słuchać.” Wytłumaczywszy się przed szefem, iż żaden rozkaz do nas nie doszedł, ruszamy za nim, aż patrzę iż mój kasztan ciągnie za sobą nogę. Po­czciwe stworzenie, chociaż ranne, ocaliło mi jednak ży­cie. Przechodząc ponad rzeką przez te miejsca, gdzie z początku bitwy pułk nasz stał uformowany, spostrzegamy nagiego trupa; był to biedny nasz Jagielski: pier­wszą kulą trafiony, znalazł śmierć, którą sobie wywróżył. Straciliśmy w tej smutnej wyprawie, kapitana Leszczyńskiego; przeszyty kulą na wylot, umarł w kilka dni później i pochowany w mieście Llerena.

Połączywszy się z pułkiem, zastaliśmy Hiszpanów, Portugalczyków i Anglików, pod dowództwem marszałka Beresford, już w szyku bojowym. Nieprzyjacielska armia opierała lewe skrzydło o wieś Albuera, ciągnąc linią swoją ponad wzgórzami dosyć stromemi od Santa-Martha, i coraz to zniżającymi się od strony Olivenca i Badajoz. U stóp tej pozycji, płynęła mała rzeka Albuhera. Prawe skrzydło zajmowali Anglicy, Portugalczycy i Hiszpanie środek, i lewe skrzydło.

Marszałek Soult, rozpoznawszy stanowiska nieprzyjacielskiej armii, przeko­nał się, iż ze szczupłemi siłami swojemi, niepodobna mu będzie wszystkie punkta razem atakować. Umyślił zatem nierozdzielając sił swoich, masami działać.

Generał Godinot dostał rozkaz opanowania wsi Albuera mocno przez Hiszpanów obsadzonej, a piąty korpus ma­jąc na swoim czele generała Girard, miał uderzyć na Anglików, czyli na prawe skrzydło nieprzyjacielskiego wojska; generał Latour-Maubourg w trzy tysiące kilka­ set kawaleryi powinien go był wspierać, i po opanowa­niu pozycyi nieprzyjacielskiej, ścigać rejterujących się An­glików.

Cały ten obrót miał się uskuteczniać pod asekuracyą artyleryi Francuzkiej, będącej pod dowództwem generała Ruty. Jedną zaś bateryę lekkiej artyleryi zo­stawiono do dyspozycyi generała Godinot.

Ta więc baterya 16-go maja z rana rozpoczęła bitwę. Już Godinot był przeszedł rzekę, i we wsi Albuhera morderczy rozpoczął ogień, już Girard uderzywszy z natarczywością na prawe skrzydło nieprzyjacielskiej armii, zmusił Anglików do wolnego i porządnego odwrotu, którym ciągnąc się ku środkowi, nie cofać się, ale wzmocnić tylko chcieli. Postrzegłszy ten obrót marszałek Soult, rozkazał pułko­wi naszemu zboku na nich uderzyć. Poszliśmy do ataku, a mając szeroki wąwóz do przebycia, przebywając go, i formując się w oczach nieprzyjacielskiej linii, wpadliśmy na nią szwadronami.

Rozbiwszy trzy półki pie­choty Angielskiej, zabraliśmy im 1000 niewolnika i sześć armat, a odparłszy atak Londyńskiego pułku dragonów, któren nas chciał oskrzydlić, w porządku wróciliśmy na dawne miejsce. Przez ten czas gienerał Godinot bijąc się ciągle w Albuhera, ze wsi jednak nie zdołał jeszcze wyparować Hiszpanów, generał zaś Girard z bagnetem w ręku, masami opanował pozycyę przez Anglików zaj­mowaną. Pierwsze to powodzenie, drogo jednak okupionćm zostało; mieliśmy bowiem dwóch generałów za­ bitych, trzech rannych, a były bataliony, w których ani jeden nie pozostał oficer.Marszałek Soult, rozpoznawszy stanowiska nieprzyjacielskiej armii, przeko­nał się, iż ze szczupłemi siłami swojemi, niepodobna mu będzie wszystkie punkta razem atakować. Umyślił zatem nierozdzielając sił swoich, masami działać.

Generał Godinot dostał rozkaz opanowania wsi Albuera mocno przez Hiszpanów obsadzonej, a piąty korpus ma­jąc na swoim czele generała Girard, miał uderzyć na Anglików, czyli na prawe skrzydło nieprzyjacielskiego wojska; generał Latour-Maubourg w trzy tysiące kilka­ set kawaleryi powinien go był wspierać, i po opanowa­niu pozycyi nieprzyjacielskiej, ścigać rejterujących się An­glików.

Cały ten obrót miał się uskuteczniać pod asekuracyą artyleryi Francuzkiej, będącej pod dowództwem generała Ruty. Jedną zaś bateryę lekkiej artyleryi zo­stawiono do dyspozycyi generała Godinot.

Po tym pierwszym ataku, 5-ty korpus miał się rzucić na drugą i trzecią linią nieprzyjacielską; taki był bowiem rozkaz marszałka, ale nie było już komu go wykonać. Piechota zatem nasza schodząc z zajętej pozycji, zaczęła się cofać, a Anglicy zaczęli za nią postępować. Już bitwa dla nas przegraną być miała, gdy generał Ruty, zebrawszy całą artylerią, morderczy rozpoczął ogień, któren trwając przez godzin kilka, ogromne straty w szeregach nieprzyjacielskich poczynił. Już się był generał Godinot spod Albuhera cofnął, gdy marszałek Beresford, spostrzegłszy stagnację w naszych poruszeniach, całą swoją piechotę chciał na nas rzucić, dla rozstrzygnienia losu bitwy. Spostrzegłszy to marszałek Soult, przybiegł przed front naszego pułku i zawo­łał: „Pułkowniku! ratuj honor Francyi”.Rozbiwszy trzy półki pie­choty Angielskiej, zabraliśmy im 1000 niewolnika i sześć armat, a odparłszy atak Londyńskiego pułku dragonów, któren nas chciał oskrzydlić, w porządku wróciliśmy na dawne miejsce. Przez ten czas gienerał Godinot bijąc się ciągle w Albuhera, ze wsi jednak nie zdołał jeszcze wyparować Hiszpanów, generał zaś Girard z bagnetem w ręku, masami opanował pozycyę przez Anglików zaj­mowaną. Pierwsze to powodzenie, drogo jednak okupionćm zostało; mieliśmy bowiem dwóch generałów za­ bitych, trzech rannych, a były bataliony, w których ani jeden nie pozostał oficer.Marszałek Soult, rozpoznawszy stanowiska nieprzyjacielskiej armii, przeko­nał się, iż ze szczupłemi siłami swojemi, niepodobna mu będzie wszystkie punkta razem atakować. Umyślił zatem nierozdzielając sił swoich, masami działać.

Generał Godinot dostał rozkaz opanowania wsi Albuera mocno przez Hiszpanów obsadzonej, a piąty korpus ma­jąc na swoim czele generała Girard, miał uderzyć na Anglików, czyli na prawe skrzydło nieprzyjacielskiego wojska; generał Latour-Maubourg w trzy tysiące kilka­ set kawaleryi powinien go był wspierać, i po opanowa­niu pozycyi nieprzyjacielskiej, ścigać rejterujących się An­glików.

Cały ten obrót miał się uskuteczniać pod asekuracyą artyleryi Francuzkiej, będącej pod dowództwem generała Ruty. Jedną zaś bateryę lekkiej artyleryi zo­stawiono do dyspozycyi generała Godinot.

Gdy Konopka zakomenderował do ataku, wpadliśmy na nieprzyjaciela, którego w samym marszu wstrzymawszy na chwilę, daliśmy czas generałowi Latour-Maubourg do posunięcia się naprzód, i zniweczenia zamiaru tak szkodliwego dla nas. Anglicy w swoich raportach donosząc o batalii pod Albuhera, o naszym pułku tymi nadmieniają słowy: „Polacy zaczęli tę bitwę, utrzymali, i z największą chwałą zakończyli.”Generał Godinot dostał rozkaz opanowania wsi Albuera mocno przez Hiszpanów obsadzonej, a piąty korpus ma­jąc na swoim czele generała Girard, miał uderzyć na Anglików, czyli na prawe skrzydło nieprzyjacielskiego wojska; generał Latour-Maubourg w trzy tysiące kilka­ set kawaleryi powinien go był wspierać, i po opanowa­niu pozycyi nieprzyjacielskiej, ścigać rejterujących się An­glików.

Cały ten obrót miał się uskuteczniać pod asekuracyą artyleryi Francuzkiej, będącej pod dowództwem generała Ruty. Jedną zaś bateryę lekkiej artyleryi zo­stawiono do dyspozycyi generała Godinot.

Tu się też zakończyła długa nasza pokuta za utracone pod Jovenes sztandary. Półkownik przedstawionym zo­stał na generała, a my dostali jedenaście krzyżów legii honorowej na nasz pułk, z których i mnie się na koniec dostał, za utratę trzech koni zabitych pode mną, będąc prócz tego pałaszem cięty i przestrzelony. Straciliśmy w pułku pod Albuhera pięciu oficerów zabitych, jedenastu rannych, i ze dwustu żołnierzy rannych i zabitych.

Pochowawszy zabitych i pozbierawszy rannych, dopiero dnia trzeciego po bitwie, obie armie opuściły plac pobojowiska. Nasi zniósłszy rannych do pobliskiego lasu, tam ich bez opatrzenia, żywności i ratunku zostawili. Jak kto mógł, tak się ratować musiał. Anglicy odstąpili od oblężenia miasta Badajoz; a Lord Wellesley, objął całej armii nieprzyjacielskiej dowództwo.

Po bitwie pod Albuhera, armia Francuzka z 17 na 18 maja przybyła do Solano [Solana de los Barros]

Dwudziestego do Fuente-del- Maestro;

dwudziestego drugiego do Ribeira,

a czwartego do Llerena.

Będąc sam dwa razy ranny, na koniu o trzech nogach, straciwszy wszystko co miałem, przy pomocy Francuzkiego dragona, któremu na placu bitwy odcięto prawą rękę, przez dziewięć dni maszerując wśród kraju zamienionego w pustynię, przybyliśmy na koniec do przewozu na rzece Guadalquivir. Tam dostałem się z wielką trudnością na drugą stronę rzeki, którą jak oblężoną zastałem przez rannych różnego stopnia i maruderów ; odtąd pochód nasz już był mniej przykrym i utrudzającym, opatrzeni bowiem wszędzie w kwatery.

Dostaliśmy się na koniec do Sewilli, gdzie nas umieszczono w lazarecie, założonym za miastem przez królowę Izabellę. Chociaż budynek ten ogromem swoim zadziwiał, jednak nas pomieścić nie zdołał, szczególniej po bitwie pod Albuerą, a korytarze nawet zalegały rannymi.

Dnia 15 maja 1811 r., po południu przyszliśmy pod las rozległy i gęsty, przez którem dragony poszli w roz­sypkę, a my środkową drogą. Za lasem ujrzeliśmy wio­skę Albuhera, leżącą na prawej stronie rzeki tegoż na­zwiska, na której był most. Za rzeką wzgórza ciągnące się aż do ogromnego pasma gór skalistych, a na tej pozycyi ogromne kolumny piechoty, czarne massy kawaleryi i artyleryi, przed któremi łańcuch placówek i szyld­ wachów. W tem słońce zachodzić zaczęło, a my staną­wszy obozem, rozłożyliśmy ogniska.

Ze wszystkiego złego dla kawalerzysty, to najgorsze, kiedy koń zmęczony z głodu i pochodu. Właśnie nad tem dumałem przy ognisku, gdy przyszedł rozkaz, aby skoro świt, paradnie wystąpić. Zjadłszy z kolegami kawałek schabowiny zepsutej i wypiwszy po kieliszku araku, za­snąłem spokojnie.

W tem nade dniem 16 maja, zatrąbiono pobudkę; zerwałem się co żywo, i już stałem na cze­le moich zuchów, kiedy, plutonami od prawego, odłam się! zakomenderowano. Podczas gdy defilowaliśmy około stojącego marszałka, słońce wschodzić zaczęło. Pułkownik krzyknął: „Flankiery naprzód!" Przebiegając koło niego, usłyszałem rozkaz: „Broń na smycz, żwawo na lewo ko­ło mostu, wpław przez rzekę, uderzyć na nieprzyjaciela! Plutony przebiegały galopem, a ja zatrzymawszy się jeszcze na chwilę, słuchałem dalszych rozkazów; wtem pułkownik krzyknął na mnie po Francuzku: „czyś głu­chy?” W oka mgnieniu zwróciłem ognistego kasztana i pierwszy rzuciłem się w rzekę. Koło mostu widzieliśmy siedzących minierów.

Przepłynąwszy, sformowałem pluton, co też za mną Rogojski uczynił, poczem uderzy­wszy na szwadron dragonów Londyńskich, w puch ich rozbiliśmy. Wyskoczyły przeciwko nam dwa inne szwa­ drony, a my cofając się w porządku, ujrzeliśmy za sobą w asekuracji Leszczyńskiego, na czele dwóch drugich plutonów flankierów, za rzeką zaś pułk się formował. Zwróciwszy się, uderzyliśmy znowu na Anglików, i dwa szwadrony postępujące za nami rozbiliśmy.

Dopiero gdy wyszła przeciwko nam nazbyt przewyższająca siła, poczęła się w rozsypce utarczka. Każden z nas walczył z kilkoma, a walka ta nierówna już pewny czas trwała, gdy artylerya nasza stanąwszy na pozycyi, zaczęła Anglików prażyć, którzy pobojowiska trupami zasłanego nam ustąpili. Porzuceni na straconą pocztę, pomieszani z przemagającym nieprzyjacielem, zbiegamy się z Rogojskim: „Piotrze, wołam, nie masz tam cze­go się napić? ten porywa flaszę, a sam wypiwszy, mnie podaje. W tej samej chwili kiedy krzepię siły przelatuje pomiędzy nami kula armatnia, niezgrabnie wymierzona przez naszego kanoniera, która o włos że nas obydwóch nie sprzątnęła.

16 maja 1811 - La Albuera (trzeci atak Anglików)

Anglicy widząc że nam nikt pomocy nie daje, po raz trzeci przypuścili na nas atak. Gdyśmy zaś spostrzegli, że się nasza asekuracja cofnęła i pułku na tamtej stronie rzeki nie widać, zawołałem na Rogojskiego aby czem prędzej rzekę wpław przechodził, i z drugiego brzegu dał ognia. Na moje nieszczęście, nad brzegiem błotnistym rzeki, koń się wywraca pod kapralem z plutonu Rogoj­skiego, co ich przeprawę na chwilę wstrzymuje; tymcza­sem okryty chmarą Anglików, 14 ludzi z mojego pluto­nu straciwszy, szablą w ręku sobie toruję drogę, a rzuciwszy się w rzekę, szczęśliwie na drugi brzeg przepływam.

Na tamtej stronie przybiegł Skrobicki Piotr, adju­tant pułkowy, z oznajmieniem, że trzeci raz przywozi rozkaz cofania się, a my go nie słuchamy.

Wnet po nim nadjechał szef Kostanecki gderając: „otóż to szlachta Polska, szabelką wywijać, śmierć połykać, a rozkazów nie słuchać.” Wytłumaczywszy się przed szefem, iż żaden rozkaz do nas nie doszedł, ruszamy za nim, aż patrzę iż mój kasztan ciągnie za sobą nogę. Po­czciwe stworzenie, chociaż ranne, ocaliło mi jednak ży­cie. Przechodząc ponad rzeką przez te miejsca, gdzie z początku bitwy pułk nasz stał uformowany, spostrzegamy nagiego trupa; był to biedny nasz Jagielski: pier­wszą kulą trafiony, znalazł śmierć, którą sobie wywróżył. Straciliśmy w tej smutnej wyprawie, kapitana Leszczyńskiego; przeszyty kulą na wylot, umarł w kilka dni później i pochowany w mieście Llerena.

Połączywszy się z pułkiem, zastaliśmy Hiszpanów, Portugalczyków i Anglików, pod dowództwem marszałka Beresford, już w szyku bojowym. Nieprzyjacielska armia opierała lewe skrzydło o wieś Albuera, ciągnąc linią swoją ponad wzgórzami dosyć stromemi od Santa-Martha, i coraz to zniżającymi się od strony Olivenca i Badajoz. U stóp tej pozycji, płynęła mała rzeka Albuhera. Prawe skrzydło zajmowali Anglicy, Portugalczycy i Hiszpanie środek, i lewe skrzydło.

Marszałek Soult, rozpoznawszy stanowiska nieprzyjacielskiej armii, przeko­nał się, iż ze szczupłemi siłami swojemi, niepodobna mu będzie wszystkie punkta razem atakować. Umyślił zatem nierozdzielając sił swoich, masami działać.

Generał Godinot dostał rozkaz opanowania wsi Albuera mocno przez Hiszpanów obsadzonej, a piąty korpus ma­jąc na swoim czele generała Girard, miał uderzyć na Anglików, czyli na prawe skrzydło nieprzyjacielskiego wojska; generał Latour-Maubourg w trzy tysiące kilka­ set kawaleryi powinien go był wspierać, i po opanowa­niu pozycyi nieprzyjacielskiej, ścigać rejterujących się An­glików.

Cały ten obrót miał się uskuteczniać pod asekuracyą artyleryi Francuzkiej, będącej pod dowództwem generała Ruty. Jedną zaś bateryę lekkiej artyleryi zo­stawiono do dyspozycyi generała Godinot.

Ta więc baterya 16-go maja z rana rozpoczęła bitwę. Już Godinot był przeszedł rzekę, i we wsi Albuhera morderczy rozpoczął ogień, już Girard uderzywszy z natarczywością na prawe skrzydło nieprzyjacielskiej armii, zmusił Anglików do wolnego i porządnego odwrotu, którym ciągnąc się ku środkowi, nie cofać się, ale wzmocnić tylko chcieli. Postrzegłszy ten obrót marszałek Soult, rozkazał pułko­wi naszemu zboku na nich uderzyć. Poszliśmy do ataku, a mając szeroki wąwóz do przebycia, przebywając go, i formując się w oczach nieprzyjacielskiej linii, wpadliśmy na nią szwadronami.

Rozbiwszy trzy półki pie­choty Angielskiej, zabraliśmy im 1000 niewolnika i sześć armat, a odparłszy atak Londyńskiego pułku dragonów, któren nas chciał oskrzydlić, w porządku wróciliśmy na dawne miejsce. Przez ten czas gienerał Godinot bijąc się ciągle w Albuhera, ze wsi jednak nie zdołał jeszcze wyparować Hiszpanów, generał zaś Girard z bagnetem w ręku, masami opanował pozycyę przez Anglików zaj­mowaną. Pierwsze to powodzenie, drogo jednak okupionćm zostało; mieliśmy bowiem dwóch generałów za­ bitych, trzech rannych, a były bataliony, w których ani jeden nie pozostał oficer.Marszałek Soult, rozpoznawszy stanowiska nieprzyjacielskiej armii, przeko­nał się, iż ze szczupłemi siłami swojemi, niepodobna mu będzie wszystkie punkta razem atakować. Umyślił zatem nierozdzielając sił swoich, masami działać.

Generał Godinot dostał rozkaz opanowania wsi Albuera mocno przez Hiszpanów obsadzonej, a piąty korpus ma­jąc na swoim czele generała Girard, miał uderzyć na Anglików, czyli na prawe skrzydło nieprzyjacielskiego wojska; generał Latour-Maubourg w trzy tysiące kilka­ set kawaleryi powinien go był wspierać, i po opanowa­niu pozycyi nieprzyjacielskiej, ścigać rejterujących się An­glików.

Cały ten obrót miał się uskuteczniać pod asekuracyą artyleryi Francuzkiej, będącej pod dowództwem generała Ruty. Jedną zaś bateryę lekkiej artyleryi zo­stawiono do dyspozycyi generała Godinot.

Po tym pierwszym ataku, 5-ty korpus miał się rzucić na drugą i trzecią linią nieprzyjacielską; taki był bowiem rozkaz marszałka, ale nie było już komu go wykonać. Piechota zatem nasza schodząc z zajętej pozycji, zaczęła się cofać, a Anglicy zaczęli za nią postępować. Już bitwa dla nas przegraną być miała, gdy generał Ruty, zebrawszy całą artylerią, morderczy rozpoczął ogień, któren trwając przez godzin kilka, ogromne straty w szeregach nieprzyjacielskich poczynił. Już się był generał Godinot spod Albuhera cofnął, gdy marszałek Beresford, spostrzegłszy stagnację w naszych poruszeniach, całą swoją piechotę chciał na nas rzucić, dla rozstrzygnienia losu bitwy. Spostrzegłszy to marszałek Soult, przybiegł przed front naszego pułku i zawo­łał: „Pułkowniku! ratuj honor Francyi”.Rozbiwszy trzy półki pie­choty Angielskiej, zabraliśmy im 1000 niewolnika i sześć armat, a odparłszy atak Londyńskiego pułku dragonów, któren nas chciał oskrzydlić, w porządku wróciliśmy na dawne miejsce. Przez ten czas gienerał Godinot bijąc się ciągle w Albuhera, ze wsi jednak nie zdołał jeszcze wyparować Hiszpanów, generał zaś Girard z bagnetem w ręku, masami opanował pozycyę przez Anglików zaj­mowaną. Pierwsze to powodzenie, drogo jednak okupionćm zostało; mieliśmy bowiem dwóch generałów za­ bitych, trzech rannych, a były bataliony, w których ani jeden nie pozostał oficer.Marszałek Soult, rozpoznawszy stanowiska nieprzyjacielskiej armii, przeko­nał się, iż ze szczupłemi siłami swojemi, niepodobna mu będzie wszystkie punkta razem atakować. Umyślił zatem nierozdzielając sił swoich, masami działać.

Generał Godinot dostał rozkaz opanowania wsi Albuera mocno przez Hiszpanów obsadzonej, a piąty korpus ma­jąc na swoim czele generała Girard, miał uderzyć na Anglików, czyli na prawe skrzydło nieprzyjacielskiego wojska; generał Latour-Maubourg w trzy tysiące kilka­ set kawaleryi powinien go był wspierać, i po opanowa­niu pozycyi nieprzyjacielskiej, ścigać rejterujących się An­glików.

Cały ten obrót miał się uskuteczniać pod asekuracyą artyleryi Francuzkiej, będącej pod dowództwem generała Ruty. Jedną zaś bateryę lekkiej artyleryi zo­stawiono do dyspozycyi generała Godinot.

Gdy Konopka zakomenderował do ataku, wpadliśmy na nieprzyjaciela, którego w samym marszu wstrzymawszy na chwilę, daliśmy czas generałowi Latour-Maubourg do posunięcia się naprzód, i zniweczenia zamiaru tak szkodliwego dla nas. Anglicy w swoich raportach donosząc o batalii pod Albuhera, o naszym pułku tymi nadmieniają słowy: „Polacy zaczęli tę bitwę, utrzymali, i z największą chwałą zakończyli.”Generał Godinot dostał rozkaz opanowania wsi Albuera mocno przez Hiszpanów obsadzonej, a piąty korpus ma­jąc na swoim czele generała Girard, miał uderzyć na Anglików, czyli na prawe skrzydło nieprzyjacielskiego wojska; generał Latour-Maubourg w trzy tysiące kilka­ set kawaleryi powinien go był wspierać, i po opanowa­niu pozycyi nieprzyjacielskiej, ścigać rejterujących się An­glików.

Cały ten obrót miał się uskuteczniać pod asekuracyą artyleryi Francuzkiej, będącej pod dowództwem generała Ruty. Jedną zaś bateryę lekkiej artyleryi zo­stawiono do dyspozycyi generała Godinot.

Tu się też zakończyła długa nasza pokuta za utracone pod Jovenes sztandary. Półkownik przedstawionym zo­stał na generała, a my dostali jedenaście krzyżów legii honorowej na nasz pułk, z których i mnie się na koniec dostał, za utratę trzech koni zabitych pode mną, będąc prócz tego pałaszem cięty i przestrzelony. Straciliśmy w pułku pod Albuhera pięciu oficerów zabitych, jedenastu rannych, i ze dwustu żołnierzy rannych i zabitych.

Pochowawszy zabitych i pozbierawszy rannych, dopiero dnia trzeciego po bitwie, obie armie opuściły plac pobojowiska. Nasi zniósłszy rannych do pobliskiego lasu, tam ich bez opatrzenia, żywności i ratunku zostawili. Jak kto mógł, tak się ratować musiał. Anglicy odstąpili od oblężenia miasta Badajoz; a Lord Wellesley, objął całej armii nieprzyjacielskiej dowództwo.

Po bitwie pod Albuhera, armia Francuzka z 17 na 18 maja przybyła do Solano [Solana de los Barros]

Dwudziestego do Fuente-del- Maestro;

dwudziestego drugiego do Ribeira,

a czwartego do Llerena.

Będąc sam dwa razy ranny, na koniu o trzech nogach, straciwszy wszystko co miałem, przy pomocy Francuzkiego dragona, któremu na placu bitwy odcięto prawą rękę, przez dziewięć dni maszerując wśród kraju zamienionego w pustynię, przybyliśmy na koniec do przewozu na rzece Guadalquivir. Tam dostałem się z wielką trudnością na drugą stronę rzeki, którą jak oblężoną zastałem przez rannych różnego stopnia i maruderów ; odtąd pochód nasz już był mniej przykrym i utrudzającym, opatrzeni bowiem wszędzie w kwatery.

Dostaliśmy się na koniec do Sewilli, gdzie nas umieszczono w lazarecie, założonym za miastem przez królowę Izabellę. Chociaż budynek ten ogromem swoim zadziwiał, jednak nas pomieścić nie zdołał, szczególniej po bitwie pod Albuerą, a korytarze nawet zalegały rannymi.