II kolumnę tworzyłby II batalion polski (Jasińskiego), który miał zabezpieczyć zachodni brzeg departamentu przez pozostawienie garnizonów w Jérémie (3 kompanie i szczątki 3. półJbrygady), Cap Dame Marie (50 ludzi), Icrois (50), w Tiburon (150), a reszta, tj. około 400 Polaków wzmocnionych gwardiami narodowymi pod wodzą szefa brygady Bernarda (nie był krewnym Fortunata), miała posuwać się brzegiem morza przez Cap Damę Marie, Icrois, skręcając na wschód na Petit Macaye (według Luxa i Wierzbickiego o 12 godzin marszu od Cayes), by przez Bourg des Coteaux połączyć się z kolumną ciągnącą od Tiburon.

27 marca 1803 r.

27 marca 1803 r. Zawinęły do port au prince (républicain) mniejsze jednostki z eskadry Bedouta83: fregata „La Vertu”, korweta „La Serpente” i szebek „L’Eole”, które pokonały trasę w rekordowym czasie 41 dni dzięki pomyślnym wiatrom. Płynący z,tą grupą ppor. Jan Wojcikiewicz z Krakowa, pod wpływem’dobrego pierwszego wrażenia, pisał: „gdyby nie byli zbuntowani czarni w San Domingo, to nie masz kraju bogatszego i tam dla gołych desperatów miejsce albo fortunę wielką zrobić, albo też zachorowawszy w początkach skończyć w trzech dniach swoje życie, gdyż tam biedy nie mają Europejczykowie”.

29 marca 1803 r.

29 marca zakotwiczyły liniowce „L’Argonaute” i „Le Héros”, po 62 dniach żeglugi, mając na pokładach mocno wycieńczonych złymi warunkami podróży legionistów. Wreszcie wieczorem dobił „Le Redoutable” wiozący w „opłakanym stanie” 639 Szwajcarów z Ajaccio. Stanowiło to 2000 żołnierzy z taką niecierpliwością oczekiwanych dla przeprowadzenia pacyfikacji Południa. Ich stan fizyczny i moralny budził jednak poważne wątpliwości. Przykładem list do przyjaciela por. Józefa Zadery, który pisze:

zapewne ostatni raz przed śmiercią […] w ostatniej rozpaczy, wyrzucając sobie moment głupiej mojej chęci bycia w Ameryce, i nie życzę tego memu największemu nieprzyjacielowi, bo lepiej w Europie chleba prosić, niż w Ameryce majątek zbierać, gdzie tysiąc chorób masz, których ciężko żeby cię choć jedna nie opanowała. Abszytu [dymisji] dawać nie chcą, tylko biorą gwałtem służyć i bić się, a czarni, kiedy złapią, największe okrucieństwa robią.

Jak pamiętamy, do Port au Prince (Républicain) zostały skierowane na garnizon cztery kompanie II batalionu w październiku 1802 r., liczące około 320 żołnierzy, którzy brali udział w walkach. Tu przebywało też dowództwo i Rada Administracyjna 3. polskiej półbrygady, czyli 113. francuskiej, której miano podtrzymywał II batalion.

Po śmierci szefa 113. półbrygady F. Bernarda pełnił jego obowiązki (też jako przewodniczący Rady Administracyjnej) Cyprian Zdzitowiecki rodem z Walisek na Mazowszu (po śmierci Bolesty szef II batalionu). Nie miał on jeszcze zatwierdzonego awansu z Paryża, więc w wykazach podawano nieraz jego dawny stopień kapitana. Zastępca jego kpt. Wincenty Kobylański żalił się gen. Dąbrowskiemu (3 II) na szalejące choroby i przeciążenie służbą : „Wojsko tu codziennie bić się musi, wszędy oblężone; jest niepłatne, nagie, bez obluzu od 3 miesięcy z wart nie schodzi, słowem nieporządek taki panuje, jak samym jakobinom, terrorystom, bryg an tom i barbetom własny jest”. Podkreślał, że od śmierci „cnotliwego gen. Watrina” jedynym przyjacielem Polaków jest Rochambeau. Zaskakujące to oświadczenie godne jest uwagi; na sympatie propolskiego wodza wpłynęło niewątpliwie wspomnienie waleczności Polaków w czasie wspólnej obrony Nicei i linii rzeki Var w 1800 r., a także silnie reprezentowany w sztabie generalnym element legionowy.

Ponieważ szczątki 3. polskiej (113. francuskiej) półbrygady, reprezentowane przez 300—400 Polaków, nie mogły utrzymać się jako odrębna jednostka, zarówno Zdzitowiecki jak i Rada Administracyjna zabiegali, jeszcze przed przybyciem 114. półbrygady, by resztki 113. półbrygady zostały wcielone do przybywającej 114. Zgodę na to uzyskano 11 marca, co zostało oficjalnie ogłoszone rozkazem dziennym armii w „Gazette Officielle de Saint Domingue”.

Dowództwo 114. półbrygady przyjęło to z zadowoleniem, gdyż sporo etatów było nieobsadzonych na skutek dymisji i niezgłoszenia się wszystkich zreformowanych przed wyjazdem. A więc w czasie tego krótkiego pobytu w Port-au-Prince (Républicain) poprzydzielano większość oficerów 3. półbrygady do I, II lub III batalionu 114. półbrygady. Przydziały takie dostali nawet członkowie Rady Administracyjnej (np. kpt. Godlewski — 5 II, kpt. Kobylański — 5 III), którzy mieli chwilowo jeszcze pozostać w Port au Prince dla likwidacji rachunków. Ponad 300 legionistów znajdujących się w stolicy, mimo że wcielono — jak pisał por. Romański — do II batalionu 114. półbrygady, to ze względu na słabość miejscowego garnizonu pozostawiono na miejscu, przypuszczalnie w charakterze Zakładu półbrygady.

Na marginesie tych zmian wynikły jakieś kłopoty dla p.o. szefa i przewodniczącego Rady Administracyjnej 3. polskiej (113. francuskiej) półbrygady Cypriana Zdzitowieckiego. Z czasem pełniący obowiązki szefa 114. półbrygady K. Małachowski nadmienił, że „były jakieś gadania o dowolnych [własnych — J.P.] i dozwolonych drugim korzyściach, w czasie kiedy przez śmiertelność starszych aż na Zdzitowieckiego komenda przypadła, ale ja [tj. Małachowski — J. P.] to wszystko za bajkę uważam”. Niemniej stało się faktem, że Zdzitowiecki ustąpił z przewodnictwa Rady Administracyjnej i wziął dymisję. Nowym jej przewodniczącym został W. Kobylański, awansowany przez Rochambeau do stopnia szefa batalionu (co jednak nie uzyskało zatwierdzenia z Paryża). Wybór na pewno nie był dobry, gdyż, jak się wyrażał szef brygady Ludwik Dembowski ze sztabu głównego Rochambeau, był to „człowiek bez zasług, za wszelką cenę chcący zdobyć majątek, w wojsku nie szanowany” Sam Kobylański zrobił karierę dzięki swej gładkości towarzyskiej i rzutkości pięknej żony, mile widzianej na zebraniach towarzyskich, a także znajomości psychiki francuskich zwierzchników, bezwartościowych ideologicznie i pragnących podobnie jak on szybko się wzbogacić. Postawa ta, przynosząca początkowo sukcesy, doprowadziła go niebawem do katastrofy.

1 kwietnia 1803 r.

Po zaopatrzeniu okrętów i przeprowadzeniu uzupełnień w przybyłych -batalionach 114. półbrygady podjęto dalszą podróż. Na pokładzie „Le Héros” znalazł się gen. J. Brunet, mający pokierować wyprawą. Zamierzał on odwiedzić Jérémie, Tiburon i Cayes. Data wypłynięcia nie jest pewna. Relacje francuskie są sprzeczne; fakt, że wypływające okręty spotkały u wejścia do portu fregatę „La Franchise” wiozącą 150 rannych spod Petit Goâve (walki 30 marca, kontynuowane przez K. Przebendowskiego do 7 kwietnia), nasuwa przypuszczenie, że to miało miejsce z początkiem kwietnia.

4 kwietnia 1803 r.

W Jérémie wysadzono z „Le Héros” większość II batalionu Jasińskiego. (…) Po wylądowaniu w Jérémie z początkiem kwietnia szef II batalionu Jasiński miał w obsadzie kompanii pewne zmiany na skutek przydania oficerów z 3. półbrygady, pozbawionych podkomendnych. Większość ich została zapewne wchłonięta już w czasie postoju w Port au Prince (Républicain). W siedmiu kompaniach, którymi dysponował, miał 969 oficerów i żołnierzy, z czego 57 w szpitalu 89. (…)

5 kwietnia 1803 r.

W Tiburon pozostała większość III batalionu Zagórskiego—Tyssota z „L’Argonaute”.

6 kwietnia 1803 r.

Do Aquin (o 7 godzin drogi na wschód od Cayes) przypłynęła na fregacie „La Vertu” 7. kompania I batalionu pod dowództwem kpt. Zieleniewskiego.

7 kwietnia 1803 r.

Wreszcie wieziona na pokładzie „La Serpente” 2. kompania I batalionu kpt. Modzelewskiego lądowała daleko na wschód od Cayes w Jacmel (o 16 godzin drogi, w linii prostej na południe od Goâve).

15 kwietnia 1803 r.

W drugiej dekadzie kwietnia kompanie 4. Gawlasińskiego i 8. Szylewicza zostały skierowane na wschód, wzdłuż brzegów północnych, do Petit Trou.

Pozostałych pięć kompanii polskich wraz z gwardiami narodowymi wysłano w dwóch grupach poprzez góry La Hotte ku równinie Torbeck. W liczniejszej, idącej pod rozkazami szefa brygady Mafranta, gdzie był także Jasiński, znalazły się kompanię grenadierska, 1. i 2., razem około 370 Polaków.

Nastąpiła więc zmiana w planie generalnym, polegająca na tym, że I kolumna w pewnym sensie (choć bez powodzenia) przejęła zadanie II kolumny, ta teraz zamiast kierować się na Tiburon—Coteaux, próbowała spacyfikować góry i wyjść ich wschodnimi stokami na równinę.

Obok głównej grupy posuwała się również górami poprzez Camp de Coin grupa kpt. Żymirskiego, złożona z jego 3. kompanii oraz 5. Godlewskiego, licząca około 258 Polaków i trochę gwardzistów narodowych.

16 kwietnia 1803 r.

Gdy obie grupy II kolumny miały za sobą 60 km marszu i znalazły się na południowo-wschodnim zboczu opadającym ku równinie Torbeck, napotkały gwałtowny opór ze strony powstańców Jana Ludwika François; w czasie walki zginął por. 1. kompanii II batalionu Ignacy Szumski90.

17 kwietnia 1803 r.

Szef brygady Mafrant cofnął się do Jérémie, gdzie zmarł na żółtą febrę dowodzący 8. kompanią kpt. Szylewicz (19 V). Kpt. Żymirski, któremu towarzyszył adiutant major (funkcja sztabowa w randze kapitana) II batalionu Antoni Biernacki, objął dowództwo nad 3. i 5. kompaniami, stanowiącymi teraz załogę Corail. Był to piękny port, mogący pomieścić 100 statków, ubezpieczony od strony gór blokhauzem Le Camp de Passage. Stojąca tu okresowo 4. kompania I batalionu pod dowództwem kpt. Oświęcimskiego połączyła się ze swym batalionem w Cayes.

23 kwietnia 1803 r.

Corail został szybko zablokowany przez powstańców i dopiero energiczna wycieczka całego garnizonu, wspartego gwardią narodową i 50 jezdnymi kolonialnymi, otworzyła połączenie z Jérémie. Ale straty polskie były znaczne, między innymi ciężko ranny został kpt. A. Biernacki, poległ ppor. Białkowski (23 IV), zginęło 3 podoficerów i 39 legionistów polskich.