Na podstwie pamiętnika jenerała Józefa Mrozińskiego Oblężenie i obrona Saragossy w latach 1808 - 1809, Kraków 1858
Obrona i oblężenie Saragossy 1808 - część I

Na podstwie pamiętnika jenerała Józefa Mrozińskiego Oblężenie i obrona Saragossy w latach 1808 - 1809, Kraków 1858
Grzbiet gór Pirenejskich, tworzący granicę pomiędzy Hiszpanią a Francyą, przeszedł pułk 1 polski w dniu 7-mym, pułk 2 w dniu 13-tym, a pułk 3 w dniu 25 czerwca 1808 roku.
Skoro pułk ułanów polskich nadciągnął do Pampeluny (gdzie legia zostawiła swe tabory), jenerał Lefebre-Desnouettes mając już do 3,000 ludzi, nie czekał na resztę legii, wyruszył ku Saragossie.
Palafox, kapitan jeneralny Aragonii, wysłał 500 fizylierów aragońskich do Tudelli, aby złączeni z mieszkańcami tego miasta bronili Francuzom przeprawy przez Ebro. Jenerał Lefebre przybył tam dnia 11 czerwca. Ułanom kazał przejść Ebro pod Arguedas. Piechota rzuciła się na most Tudelli; wyparto Hiszpanów z miasta. Ulani kilkadziesiąt im ludzi zakłuli, reszta uszła rozproszona. Dnia 12 czerwca pułk 1 legii nadwiślańskiej i jeden batalion francuzki, złożony z żołnierzy w zakładach różnych pułków pozbieranych, nadciągnęły do Tudelli.
Tak wzmocniony jenerał Lefebre ruszył dnia 13 przededniem ku Mallen, gdzie Palafox stanął na czele korpusu złożonego z 10,000 piechoty, z 200 dragonów, pułku del Rey i z 18 dział. Jenerał Lefebre zastał linije jego wyciągnięte przed miastem. Zważywszy pozycję nieprzyjaciela starał się rzucić na jego bok prawy, gdzie kanał zwany cesarskim, a nieco dalej rzeka Ebro, poruszenie to niebezpiecznem dlań czyniły.
W tym celu jenerał Lefebre rozkazał pułkownikowi Konopce, dowodzącemu pułkiem ułanów, oskrzydlić nieprzyjaciela z lewej strony. Obadwa zaś bataliony pułku 1 polskiego z dwoma działami, miały wspierać pułkownika Konopkę, gdy tymczasem cztery bataliony francuzkie, w kolumnach rozpoczęły atak na front nieprzyjaciela. Zaczęto poruszenie. Pomimo silnego ognia hiszpańskiej artyleryii piechoty, niewzruszenie postępujące kolumny francuzkie, a szczególnie pokazanie się ułanów już na lewem skrzydle Hiszpanów, wznieciły postrach w ich szeregach. Świeże ich pułki nie zdołały odeprzeć silnego natarcia. Wkrótce cała linia pierzchnęła, opuściła wielki gościniec do Saragossy prowadzący, i gromadami rzucała się na lewy brzeg kanału. Ścigano je żywo i rozproszono tak, że Hiszpanie w pojedynczej ucieczce szukali ocalenia życia swego. Mnóstwo z nich przepływało na lewy brzeg Ebru. Z oddziału ułanów ścigających nieprzyjaciela, w rzece utonęli podporucznik Topolczani i kilku żołnierzy. Hiszpanie w dniu tym stracili w zabitych i utonionych do 600 ludzi.
Tak porażeni, łatwo się jednak zebrać mogli przy moście na rzece Xalon. Jakoż w istocie uformowali się w Alagon i stanęli przed tem miasteczkiem nad brzegami kanału cesarskiego. Jenerał Lefebre po bitwie pod Mallen nocował w Bequinnen (Bekinien) nad Ebrem.
Dnia 14 Czerwca wyszedł znowu na drogę od Mallen. O godzinie 10 byliśmy przed Alagon. Nieprzyjaciel przyjął nas ogniem z swych dział, lecz i tu zwycięstwo nad nim, chociaż nie równie liczniejszym, nie wiele nas kosztowało. Ledwie kompanie francuzkie i polskie wysłane w strzelców (en tirailleur) potrzebowały spalić kilkadziesiąt ładunków. Hiszpanie w krótce opuścili plac boju, unosząc życie do murów stolicy Aragonii. Dzień ten kosztował ich jeszcze kilkadziesiąt zabitych.
Ten marsz zwycięski aż do Xalon, zaszczepił najlepszego ducha w nielicznem wojsku jenerała Lefebre, ale nie osłabił bynajmniej zaciętości Aragończyków. W czterech dniach już trzy razy byli rozproszeni, i już przednie straże nasze widziały wieże otwartej ich stolicy. Po bitwie pod Alagon żołnierze francuzcy mówili: „wojna ta niewiele nas będzie kosztować prochu."
Nie przeczuwali, iż nazajutrz miało się zacząć oblężenie, przypominające najświetniejsze w dziejach walki.
Dnia 15 Czerwca jenerał Lefebre ruszył ku Saragossie. Przednią straż składały dwa szwadrony ułanów i pułk 1 legii nadwiślańskiej. Gdy zamek, leżący przy drodze od Mallen, wałem i fosą otoczony i uzbrojony w działa, czynił z tej strony przystęp najtrudniejszym do miasta, kolumna udała się na prawo i ponad kanał groblą (bo pola przecinane w tem miejscu murami ogrodów i rowami, służącymi do zalewania winnic, czynią pochód trudniejszym) ciągnęła ku drodze od Epili.
Wkrótce spostrzegła do 5,000 Hiszpanów na wzgórkach przed tą drogą, lewe skrzydło oparte o kanał, mających wielką liczbę strzelców rozsianych na przodzie pomiędzy drzewami oliwnemi.
Jenerał Lefebre rozpoznał nieprzyjaciela i polecił pułkownikowi Chłopickiemu rozpocząć atak. Hiszpanie, pomimo bardzo trudnego pola, wkrótce ze swego stanowiska wyparci, schronili się do miasta, zostawiwszy nawet dwa działa na polu. Jenerał Lefebre uformował kilka pod ręką znajdujących się kompanij polskich w kolumnę, która zaraz krokiem do ataku udała się za nieprzyjacielem. Z przyczyny gęstych oliw i ogrodów otaczających miasto, przychodząc drogą Madrycką spostrzedz można bramę Carmen dopiero w bliskości 60 sążni od niej, to jest z punktu, gdzie droga do niej na prost skręca się. Hiszpanie postawili działa przed bramą, które za pokazaniem się kolumny w miejscu skrętu drogi zionęły na nią kartaczami. Pierwszy ten od miasta wystrzał położył kapitana Karola Emmerych, porucznika Mierzwińskiego, i piętnastu grenadyerów właśnie w chwili, kiedy kapitan ten obrót komenderował.
Jakkolwiek nagła strata tylu walecznych a szczególniej kapitana Emmerycha, oficera najpiękniejszych nadziei, łatwo mogła zmięszać żołnierza, mała ta jednak kolumna, powolna na głos pułkownika Chłopickiego, przedarła się aż do bramy pomimo silnego ognia, który nam jeszcze ubił lub ranił kilkunastu ludzi (pomiędzy temi ostatniemi był podporucznik Ambroży Borakowski). Hiszpanie nie mieli jeszcze pułków zdolnych oprzeć się bitnym wojskom w polu, ale znalazło się pomiędzy nimi kilkudziesiąt walecznych, którzy postanowili się dać zabić przy bramie, ale nie odpędzić od niej. Wszczęła się z nimi zacięta walka, a tak obrońcy Saragossy widzieli przecież raz, wstrzymanego w natarciu nieprzyjaciela. To ich ośmieliło wszystkich, zbiegali się hurmem ku bramie, napełniali domy, i ukryci po za okna i dachy, niszczyli strzelbą naszych ludzi, którzy, zewsząd od nich widziani, ich wiedzieć nie mogli. Na próżno dwa działa francuzkie, na przeciw bramie postawione, posłały kilkadziesiąt kul w miasto, mocne mury domów, napełnionych chłopstwem, nie były nawet uszkodzone, a działa wkrótce zostały prawie bez pociągów. Hiszpanie szerzyli się coraz więcej w przyległych domach, zajmowali dachy, pobliskie wieże, a odkrywszy jak mała garstka była ludzi, którzy wejść do bramy usiłowali, i jak słabe kolumny, które je wspierać miały, tem śmielej opierać się poczęli.
Jenerał Lefebre rozkazał podpułkownikowi Robert, aby z batalionem 70 pułku starał się wniść drugą bramą. Jakoż niedoznał on tam wielkiego oporu, lecz wszedłszy do miasta znalazł domy zatarasowane, wszędzie przygotowane środki obrony. Trzysta tych ludzi błądziło wśród ogromnych budowli tego obszernego miasta. Strzelanie tylko z okien dowodziło, że miasto nie jest puste. Podpułkownik Robert nie mógł się nigdzie usadowić, ani nawet nie mógł powrócić drogą, gdzie już widziano siły małej jego kolumny. Przypadkiem wszedł w ulicę, która go wyprowadziła do bramy Engracia. Teraz już Saragossanie tryumfowali. Widok zabitych i rannych Francuzów w ulicach miasta zwiększył ich odwagę. Zbiegali z murów, napełniali pojedyncze domy, przed miastem w różnej odległości stojące, i z nich na wszystkie strony razili naszych ludzi. Grad kul krzyżował się wśród kolumn naszych.
Jenerał Lefebre uznał potrzebę odstąpić od murów, dał rozkaz do odwrotu, przeszedł kanał i stanął obozem po prawym jego brzegu, na lewo drogi Maria. Pogłoska puszczona w miasto, jakoby Francuzi zaraz w nocy odebrali znaczne posiłki i na stwierdzenie jej palone wielkie obozowe ognie, nie wzięły zamierzonego celu. Hiszpanie przeciwnie wszyscy jęli się natychmiast do pracy.
Dzień 15 czerwca odkrył im tajemnicę ich obrony. Pozataczali działa w bramy, robili strzelnice w murach, poprzecznie (des traverses) po wszystkich ulicach, klasztory i znaczniejsze budowle przeistaczali w twierdze z taką szybkością, że w 24 godzinach miasto było zabezpieczone od wzięcia go nagłym napadem. Postanowienie to było skutkiem własnej ludu woli, a wykonaniem prac kierował pułkownik inżynierii Sanyenis, ze swemi oficerami Don Antonio Torses i z kilku obywatelami.
Nie przestali na pomnażaniu środków obrony wewnątrz miasta, ośmielili się trudzić nas w polu. Wysłali na Monte-Torero dwa działa i niemi sięgali do jednej części naszego obozu. Ich strzelcy podchodzili pomiędzy drzewa oliwne, które dotykały kanału, aby nam razić ludzi. Jenerał Lefebre nie mogąc nic przedsięwziąć przed odebraniem posiłków, zmienił miejsce obozu przenosząc go w górę kanału i formując linią między nim a Ebrem. Pułki wchodzące do Nawarry odbierały rozkaz, aby jak najspieszniej ciągnęły dla wzmocnienia nas.
Dnia 21 czerwca przybył pułk 2gi legii nadwiślańskiej do obozu i zajął w nim stanowisko przy drodze od Alagon.
Wkrótce potem, przez nieostrożność wysadzony w mieście wielki magazyn prochu, zniszczył wiele domów, wielu ludzi życia pozbawił, a co najważniejsza, ogołocił oblężonych z zapasów amunicji. Jenerał Lefebre nie omieszkał zaraz wezwać miasto do poddania się, ale strata tych składów nie ugięła bynajmniej umysłu Saragossanów.
Grzbiet gór Pirenejskich, tworzący granicę pomiędzy Hiszpanią a Francyą, przeszedł pułk 1 polski w dniu 7-mym, pułk 2 w dniu 13-tym, a pułk 3 w dniu 25 czerwca 1808 roku.
Skoro pułk ułanów polskich nadciągnął do Pampeluny (gdzie legia zostawiła swe tabory), jenerał Lefebre-Desnouettes mając już do 3,000 ludzi, nie czekał na resztę legii, wyruszył ku Saragossie.
Palafox, kapitan jeneralny Aragonii, wysłał 500 fizylierów aragońskich do Tudelli, aby złączeni z mieszkańcami tego miasta bronili Francuzom przeprawy przez Ebro. Jenerał Lefebre przybył tam dnia 11 czerwca. Ułanom kazał przejść Ebro pod Arguedas. Piechota rzuciła się na most Tudelli; wyparto Hiszpanów z miasta. Ulani kilkadziesiąt im ludzi zakłuli, reszta uszła rozproszona. Dnia 12 czerwca pułk 1 legii nadwiślańskiej i jeden batalion francuzki, złożony z żołnierzy w zakładach różnych pułków pozbieranych, nadciągnęły do Tudelli.
Tak wzmocniony jenerał Lefebre ruszył dnia 13 przededniem ku Mallen, gdzie Palafox stanął na czele korpusu złożonego z 10,000 piechoty, z 200 dragonów, pułku del Rey i z 18 dział. Jenerał Lefebre zastał linije jego wyciągnięte przed miastem. Zważywszy pozycję nieprzyjaciela starał się rzucić na jego bok prawy, gdzie kanał zwany cesarskim, a nieco dalej rzeka Ebro, poruszenie to niebezpiecznem dlań czyniły.
W tym celu jenerał Lefebre rozkazał pułkownikowi Konopce, dowodzącemu pułkiem ułanów, oskrzydlić nieprzyjaciela z lewej strony. Obadwa zaś bataliony pułku 1 polskiego z dwoma działami, miały wspierać pułkownika Konopkę, gdy tymczasem cztery bataliony francuzkie, w kolumnach rozpoczęły atak na front nieprzyjaciela. Zaczęto poruszenie. Pomimo silnego ognia hiszpańskiej artyleryii piechoty, niewzruszenie postępujące kolumny francuzkie, a szczególnie pokazanie się ułanów już na lewem skrzydle Hiszpanów, wznieciły postrach w ich szeregach. Świeże ich pułki nie zdołały odeprzeć silnego natarcia. Wkrótce cała linia pierzchnęła, opuściła wielki gościniec do Saragossy prowadzący, i gromadami rzucała się na lewy brzeg kanału. Ścigano je żywo i rozproszono tak, że Hiszpanie w pojedynczej ucieczce szukali ocalenia życia swego. Mnóstwo z nich przepływało na lewy brzeg Ebru. Z oddziału ułanów ścigających nieprzyjaciela, w rzece utonęli podporucznik Topolczani i kilku żołnierzy. Hiszpanie w dniu tym stracili w zabitych i utonionych do 600 ludzi.
Tak porażeni, łatwo się jednak zebrać mogli przy moście na rzece Xalon. Jakoż w istocie uformowali się w Alagon i stanęli przed tem miasteczkiem nad brzegami kanału cesarskiego. Jenerał Lefebre po bitwie pod Mallen nocował w Bequinnen (Bekinien) nad Ebrem.
Dnia 14 Czerwca wyszedł znowu na drogę od Mallen. O godzinie 10 byliśmy przed Alagon. Nieprzyjaciel przyjął nas ogniem z swych dział, lecz i tu zwycięstwo nad nim, chociaż nie równie liczniejszym, nie wiele nas kosztowało. Ledwie kompanie francuzkie i polskie wysłane w strzelców (en tirailleur) potrzebowały spalić kilkadziesiąt ładunków. Hiszpanie w krótce opuścili plac boju, unosząc życie do murów stolicy Aragonii. Dzień ten kosztował ich jeszcze kilkadziesiąt zabitych.
Ten marsz zwycięski aż do Xalon, zaszczepił najlepszego ducha w nielicznem wojsku jenerała Lefebre, ale nie osłabił bynajmniej zaciętości Aragończyków. W czterech dniach już trzy razy byli rozproszeni, i już przednie straże nasze widziały wieże otwartej ich stolicy. Po bitwie pod Alagon żołnierze francuzcy mówili: „wojna ta niewiele nas będzie kosztować prochu."
Nie przeczuwali, iż nazajutrz miało się zacząć oblężenie, przypominające najświetniejsze w dziejach walki.
Dnia 15 Czerwca jenerał Lefebre ruszył ku Saragossie. Przednią straż składały dwa szwadrony ułanów i pułk 1 legii nadwiślańskiej. Gdy zamek, leżący przy drodze od Mallen, wałem i fosą otoczony i uzbrojony w działa, czynił z tej strony przystęp najtrudniejszym do miasta, kolumna udała się na prawo i ponad kanał groblą (bo pola przecinane w tem miejscu murami ogrodów i rowami, służącymi do zalewania winnic, czynią pochód trudniejszym) ciągnęła ku drodze od Epili.
Wkrótce spostrzegła do 5,000 Hiszpanów na wzgórkach przed tą drogą, lewe skrzydło oparte o kanał, mających wielką liczbę strzelców rozsianych na przodzie pomiędzy drzewami oliwnemi.
Jenerał Lefebre rozpoznał nieprzyjaciela i polecił pułkownikowi Chłopickiemu rozpocząć atak. Hiszpanie, pomimo bardzo trudnego pola, wkrótce ze swego stanowiska wyparci, schronili się do miasta, zostawiwszy nawet dwa działa na polu. Jenerał Lefebre uformował kilka pod ręką znajdujących się kompanij polskich w kolumnę, która zaraz krokiem do ataku udała się za nieprzyjacielem. Z przyczyny gęstych oliw i ogrodów otaczających miasto, przychodząc drogą Madrycką spostrzedz można bramę Carmen dopiero w bliskości 60 sążni od niej, to jest z punktu, gdzie droga do niej na prost skręca się. Hiszpanie postawili działa przed bramą, które za pokazaniem się kolumny w miejscu skrętu drogi zionęły na nią kartaczami. Pierwszy ten od miasta wystrzał położył kapitana Karola Emmerych, porucznika Mierzwińskiego, i piętnastu grenadyerów właśnie w chwili, kiedy kapitan ten obrót komenderował.
Jakkolwiek nagła strata tylu walecznych a szczególniej kapitana Emmerycha, oficera najpiękniejszych nadziei, łatwo mogła zmięszać żołnierza, mała ta jednak kolumna, powolna na głos pułkownika Chłopickiego, przedarła się aż do bramy pomimo silnego ognia, który nam jeszcze ubił lub ranił kilkunastu ludzi (pomiędzy temi ostatniemi był podporucznik Ambroży Borakowski). Hiszpanie nie mieli jeszcze pułków zdolnych oprzeć się bitnym wojskom w polu, ale znalazło się pomiędzy nimi kilkudziesiąt walecznych, którzy postanowili się dać zabić przy bramie, ale nie odpędzić od niej. Wszczęła się z nimi zacięta walka, a tak obrońcy Saragossy widzieli przecież raz, wstrzymanego w natarciu nieprzyjaciela. To ich ośmieliło wszystkich, zbiegali się hurmem ku bramie, napełniali domy, i ukryci po za okna i dachy, niszczyli strzelbą naszych ludzi, którzy, zewsząd od nich widziani, ich wiedzieć nie mogli. Na próżno dwa działa francuzkie, na przeciw bramie postawione, posłały kilkadziesiąt kul w miasto, mocne mury domów, napełnionych chłopstwem, nie były nawet uszkodzone, a działa wkrótce zostały prawie bez pociągów. Hiszpanie szerzyli się coraz więcej w przyległych domach, zajmowali dachy, pobliskie wieże, a odkrywszy jak mała garstka była ludzi, którzy wejść do bramy usiłowali, i jak słabe kolumny, które je wspierać miały, tem śmielej opierać się poczęli.
Jenerał Lefebre rozkazał podpułkownikowi Robert, aby z batalionem 70 pułku starał się wniść drugą bramą. Jakoż niedoznał on tam wielkiego oporu, lecz wszedłszy do miasta znalazł domy zatarasowane, wszędzie przygotowane środki obrony. Trzysta tych ludzi błądziło wśród ogromnych budowli tego obszernego miasta. Strzelanie tylko z okien dowodziło, że miasto nie jest puste. Podpułkownik Robert nie mógł się nigdzie usadowić, ani nawet nie mógł powrócić drogą, gdzie już widziano siły małej jego kolumny. Przypadkiem wszedł w ulicę, która go wyprowadziła do bramy Engracia. Teraz już Saragossanie tryumfowali. Widok zabitych i rannych Francuzów w ulicach miasta zwiększył ich odwagę. Zbiegali z murów, napełniali pojedyncze domy, przed miastem w różnej odległości stojące, i z nich na wszystkie strony razili naszych ludzi. Grad kul krzyżował się wśród kolumn naszych.
Jenerał Lefebre uznał potrzebę odstąpić od murów, dał rozkaz do odwrotu, przeszedł kanał i stanął obozem po prawym jego brzegu, na lewo drogi Maria. Pogłoska puszczona w miasto, jakoby Francuzi zaraz w nocy odebrali znaczne posiłki i na stwierdzenie jej palone wielkie obozowe ognie, nie wzięły zamierzonego celu. Hiszpanie przeciwnie wszyscy jęli się natychmiast do pracy.
Dzień 15 czerwca odkrył im tajemnicę ich obrony. Pozataczali działa w bramy, robili strzelnice w murach, poprzecznie (des traverses) po wszystkich ulicach, klasztory i znaczniejsze budowle przeistaczali w twierdze z taką szybkością, że w 24 godzinach miasto było zabezpieczone od wzięcia go nagłym napadem. Postanowienie to było skutkiem własnej ludu woli, a wykonaniem prac kierował pułkownik inżynierii Sanyenis, ze swemi oficerami Don Antonio Torses i z kilku obywatelami.
Nie przestali na pomnażaniu środków obrony wewnątrz miasta, ośmielili się trudzić nas w polu. Wysłali na Monte-Torero dwa działa i niemi sięgali do jednej części naszego obozu. Ich strzelcy podchodzili pomiędzy drzewa oliwne, które dotykały kanału, aby nam razić ludzi. Jenerał Lefebre nie mogąc nic przedsięwziąć przed odebraniem posiłków, zmienił miejsce obozu przenosząc go w górę kanału i formując linią między nim a Ebrem. Pułki wchodzące do Nawarry odbierały rozkaz, aby jak najspieszniej ciągnęły dla wzmocnienia nas.
Dnia 21 czerwca przybył pułk 2gi legii nadwiślańskiej do obozu i zajął w nim stanowisko przy drodze od Alagon.
Wkrótce potem, przez nieostrożność wysadzony w mieście wielki magazyn prochu, zniszczył wiele domów, wielu ludzi życia pozbawił, a co najważniejsza, ogołocił oblężonych z zapasów amunicji. Jenerał Lefebre nie omieszkał zaraz wezwać miasto do poddania się, ale strata tych składów nie ugięła bynajmniej umysłu Saragossanów.