Obrona i oblężenie Saragossy 1809 - część I

Na podstwie pamiętnika jenerała Józefa Mrozińskiego Oblężenie i obrona Saragossy w latach 1808 - 1809Kraków 1858

Żywności zrobiono zapasy na 15,000 załogi na sześć miesięcy. Mięso w małej ilości było tylko dla szpitalów; dla załogi był sztokfisz, któiy prawie zawsze żołnierz hi­szpański na swą żywność pobierał. Prócz tego każdy mie­ szkaniec opatrzył się w żywność, jak gdyby sam w swoim domu miał być wystawionym na oblężenie. Nie potrzeba było do tego najmniejszego przymusu. Klasztory szcze­gólniej miały wielkie składy. Pozakładano także znaczne magazyny furażów. Dziwić się potrzeba, jak wydołał patryotyzm zniszczonych pierwszem oblężeniem Aragończyków wznieść twierdzę, opatrzyć ją we wszystko, wy­stawić armiją, i prócz tego utrzymywać przez dość zna­ czny czas wojska królestw Walencyi iMurcyi, które po pierwszem oblężeniu posunęły się za nami do Aragonii.

Załoga Saragossy miała się składać z 15,000 ludzi, nie licząc w to mieszkańców przeszło 35 lat mających; lecz po przegranej pod Tudelą, gdy armija hiszpańska rozproszyła się na różne drogi, największa część żołnie­rzy z korpusu Walencyi, Mureyi, wielu z wojska anda­ luzyjskiego i mnóstwo rannych, przybyło do Saragossy. Lazarety zapchane zostały choremi, a miasto wojskiem. Palafox wcielił ich do załogi i podzielił na korpusy.

Siła więc załogi zwiększyła się do 35,000 ludzi. Palafox wódz naczelny miał pod swemi rozkazami jenerałów Saint- Marc, Versage (obadwa francuzi), Amoros, O-Neill, Buddlej, Porin, Renovales i t. d. Korpus artyleryi, złożony z przeszło 1,500 ludzi, zostawał pod dowódz­ twem jenerała Vilalva. Pułkownik od inżynierów Sans- Genis miał trzynastu oficerów tej broni i 800 saperów, wybranych z ludzi którzy pracowali około kanału.

Na rzece było kilka szalup kanonierskich; użyto do nich oficerów od marynarki i majtków z Kartageny.

Rząd cywilny był w ręku jenerała naczelnego. Osoby najwięcej do niego wpływu mające, były: ojciec Basiliofranciszkanin, Butron dawny Palafoxa adjutant, pułko­wnik Caniedo jego sekretarz, Mossen-Sas proboszcz pa­ rafii śgo Giliusza, Tio Marin, cukiernik z ulicy Cosso, zakonnik de la Consolation i "io Jorge który nigdy nie wychodził z domu Palafoxa.

Ufność mieszkańców w ich wodza szczególniej w Najświętszej Pannie del Pilar była tak wielką, że nietylko za zbliżeniem się wójsk francuzkich żaden miasta nie opuścił, ale nawet wszy­stko z okolic garnęło się tłumem do Saragossy, co spra­wiło później morową zarazę. 

Każda część fortyfikacyi miała swego dowódzcę i od­dzielną załogę. Mieszkańcy byli wolni od służby, lecz na głos dzwonu na wieży miejskiej powinni się byli stawić w miejscach zbioru. Biada temu kto się nie stawił, bo nie zwierzchność, ale samo go pospólstwo karało.


 

Gdy marszałek Moncey oczekiwał nad Xalon na po­siłki, jenerał dowodzący artyleryą francuzką Dedon, spro­wadził z Pampeluny 60 ciężkich dział, i wielką liczbę pocisków, do Tudeli pociągami, a ztamtąd dalej kana­łem.

Jenerał inżynierów Lacoste przysposobił 20,000 sztuk narzędzi, 100,000 worów, do 4,000 koszów i mnóstwo faszyn. W Alagon założono wszelkie magazy­ny, piekarnie i lazarety.

Dnia 19go grudnia nadciągnął nakoniec na wzmo­ cnienie nas korpus 5ty pod dowództwem marszałka Mortier, wynoszący 18,000 ludzi. Składały go dwie dywizye jenerałów Gazan i Suchet. Korpus ten z przezna­ czenia swego miał należeć tylko do niezbędnych dzia­łań pod Saragossą. Korpus trzeci, który liczył 14,000 ludzi, złożony z trzech dywizyj (Grandjean, do której należały pułk 2gi i 3ci polskie, Musnier w której był pułk lszy i Moriot) mial uskuteczniać wszystkie czynności oblę­ żenia. Armia ta miała sześć kompanij artyleryi, ośm kompanij saperów, trzy minerów i czterdziestu oficerów in­ żynierów. Wojska które oblegały najogromniejsze nawet twierdze w Europie, nie były tak zaopatrzone.

Dywizya Gazan przeszła zaraz 19 grudnia na lewy brzeg Ebru, w pobliskości miasta Tauste, idąc na Castejon i Zuera, stanęła dnia 20 w Villanueva nad Gallego; dywizya Sucheta pociągnęła prawym brzegiem, Ebru, i stanęła te­ go samego dnia przy klasztorze Śgo Lamberta o pół mili od Saragossy.

Trzeci korpus udał się prawym brze­giem kanału. Marszałek Moncey postawił dywizyą jene­rała Morlot na płasko-wzgórzu naprzeciw zagłówka ka­nału.

Dywizye zaś Grandjean i Musnier przeszły na prawy brzeg Huerby.

Tak więc 20 grudnia Saragossanie w całej już sile mieli nieprzyjaciela pod miastem. Jedna tylko dywizya Sucheta spędziła z przed Św. Lamberta przednie straże Hiszpanów. Inne nasze kolumny nie spotkały nigdzie nieprzyjaciela. Jednakże zwiady jego wciskały się pomiędzy na­ sze obozy. Podporucznik pułku 3-go polskiego Berger, posłany był do marszałka Mortier, aby jako już obe­znany od pierwszego oblężenia z polem na lewym brzegu rzeki, był mu pomocnym; w małej tej przestrzeni schwytany i wraz z eskortą huzarów zamordowanym został.

Przed rozpoczęciem działań oblężenia było rzeczą niezbędną zająć Moute-Torero. Umyślono szturmem zdo­być tę pozycyą, i dzieło na niej wzniesione. Jenerał Laeoste ułożył plan ataku.

Trzysta robotników polskich i tyleż francuzkich z puł­ków dywizyi jenerała Grandjean, wysypali przez noc bateryą na wzgórku który panował nad dziełem nieprzyjacielskiem.

Dnia 21go rano rozpoczęto z niej ogień. Brygada jenerał Laval złożona z pułków 44-go i 3go pol­skiego, zrobiła demonstracyą ataku na front nieprzyja­ciela, którego od niej oddzielał kanał. Brygada zaś je­nerała Habert składająca się z pułków 14 i 2 polskiego, przeszła kanał popod wodociągiem, który zajęła dniem wprzódy nad wieczorem. Granat puszczony z bateryi naszej do dzieła nieprzyjacielskiego wysadził w niem wóz amunicyjny. Jenerał Habert korzystał z nieporząd­ku który spalenie prochu sprawiło, posunął się nagle i natarł od strony miasta na szyję dzieła. Atak ten śmia­ły zmusił nieprzyjaciela do ucieczki. Trzy działa które broniły dzieła, i 70 niewolników zostało w ręku zwycięzców.

Gdyby nie szczególniejsza przyjaźń Palafoxa dla je­nerała Saint-Marc, który bronił Monte-Torero, byłby go spotkał ten sam los, jaki miał dowódzca tej pozycyi po postradaniu jej w pierwszem oblężeniu.

Gdy nacierano na Monte-Torero, kolumna oddzielona z dywizyi jenerała Morlot, posunęła się ponad brzegiem Huerby, przeszła kanał popodj wodociąg, przez który krzyżuje się z tą rzeką, i od tyłu wpadłszy, wzięła za­ główek przy śluzach. Nieprzyjaciel zostawił w nim dwa działa.

Podczas tych działań jenerał Gazan miał natrzeć na przedmieście na lewym brzegu. Atak ten zrobiono na próżno, to jest: już po wzięciu Monte-Torero.

Nieprzy­jaciel przeto odetchnąwszy na prawym brzegu, mógł się wzmocnić na przedmieściu. Jenerał Gazan wyszedłszy z Villanueva odparł pułk Szwajcarów, który znalazł rozstawiony pomiędzy oliwami przed przedmieściem. Dowódzca Szwajcarów Fleury co­fnął się i zajął wieżę zwaną arcybiskupią, leżącą o 300 sążni od przedmieścia. Francuzi wyparowali go stamtąd.

Trzysta Szwajcarów zakłuto lub wzięto w niewolą. Poczem jenerał Gazan wysłał z pięciuset granadyerów uformowaną kolumnę, pod protekcyą jednej brygady, aby opanować bateryą, którą nieprzyjaciel trakt prowa­dzący do przedmieścia przeciął. Ogień kartaczami i strzelba piechoty ukrytej za strzelnicami, wstrzymały za­ pęd Francuzów .

Jenerał Gazan dwa razy jeszcze powtarzał atak, zawsze w jedno miejsce. Opór nieprzyjaciela coraz był śmielszym. Nakoniec nacierający musieli odstąpić. Prze­szło 400 ludzi stracili Francuzi w krwawej tej rozprawie.

W dniu tym armia nasza była świadkiem smutnego zdarzenia. Po zajęciu Monte-Torero żołnierz jeden z puł­ ku 14 postrzegł w dywizyi jenerała Musnier pułk w któ­rym miał brata. Niewidział go od czasu rozstania się z nim w domu. Pyta się o niego, znajduje go; obarzu­cają się w swe objęcia. Wtem kula armatnia wystrze­lona z miasta przeszywa obudwóch.

Jenerał Gazan przystąpił później do opasania przed­mieścia. Jedna brygada zajęła miejsce po prawej stro­nie drogi od Zuera, druga po jej lewej.

Dwa bataliony strzegły mostu na Gallego, na drodze do Tortozy. Na błotnistem tam polu dały się łatwo porobić zalewy, które większą część frontu zabezpieczały od wycieczek oblężeńców.

Na prawym brzegu dywizya Sucheta stanęła między górnym Ebrem a doliną Huerby. Tę dolinę zajęła dy­wizya Morlot, dywizya Musnier zajęła wzgórki Monte-Torero. Na jej prawem skrzydle stanęła dywizya Grand-jean, opierając swoje prawe o Ebro. Zaczęto zaraz ro­botę mostu na górnym Ebro, dla ułatwienia korpusom komunikacyj.

Jenerał Lacoste rozpoznał nieprzyjacielskie dzieła, poczem postanowiono trzy ataki: pierwszy na zamek Aljaferia; cel jego miał być tylko ścieśnienie nieprzyja­ciela i zagrożenie mu w tej najważniejszej stronie; drugi na zagłówek Huerby; trzeci na klasztor ś. Józefa, punkt najsłabszy, gdyż za tem odosobnionem dziełem, mur tylko bez tarasu służył za obwód miastu.

W nocy z 29 na 30 grudnia, zaczęto we wszystkich trzech atakach przykopy. Równoległa ataku prawego była oddalona o 160 sążni od ś. Józefa; średniego o 140 od zagłówka.

Nazajutrz posłał marszałek Moncey do jenerała Pa-lafoxa, proponując mu kapitulacyą. W przełożeniu tem wyrażał, że dwa korpusy opasały Saragossę po obu- dwóch brzegach, że Madryt już się poddał, że Napoleon na czele licznych wojsk postępuje w głąb Hiszpanii, aby wypędzić z półwyspu Anglików i zająć resztę prowincyi; że bolesną byłoby rzeczą, wystawić miasto zamożne i mieszkańców tyle walecznością wsławionych na klęski oblężenia. Ofiarował nakoniec miastu kapitulacyą, która zabezpieczała osoby, majątki i uszanowanie dla religii.

Palafox odpowiedział: że fortyfikacye Saragossy były jeszcze nienaruszone, lecz gdyby nawet były zburzone, mieszkańcy z załogą woleliby zagrzebać się ra­czej w gruzach miasta, aniżeli się poddać.

Oblężeni chcieli 31 grudnia zrobić wielką wycieczkę na całą linji naszych ataków i wesprzeć ją ogniem z wałów. Jedna kolumna wypadła zakrytą drogą ś. Józefa i rzuciła się między Ebro a równoległą pra­wego ataku, chcąc ją okrążyć; kompanije woltyżerskie pułków 14go i 2go polskiego, postawione w tem miej­scu, odparły ją żywo na powrót. Druga kolumna, na lewo tejże równoległej wysłana, nie była szczęśliwszą. Warty pułków 14go i 2go polskiego wypadły z przykopów, kilku Hiszpanów zostało zabitych, jeden kapitan i kilku ludzi pojmanych. Porucznik Fiałkowski był w tej rozprawie rannym. Na równoległą średniego ataku na próżno usi­łował nieprzyjaciel wydobyć się; musiał zaniechać za­miaru. Równoległą przed zamkiem atakowały po kilkakroć natarczywie gwardye Wallonow, zawsze jednak bez­ skutecznie; lecz oddział huzarów Olivenza, ponad sam brzeg górnego Ebru wysłany, napadł na woltyżerów francuzkich i wysiekał ich.

Dnia 2 stycznia (1809 roku) gdy druga równoległa ledwie odznaczoną została, nieprzyjaciel zrobił na nią kilka wycieczek. W średnim i prawym ataku oblega­jący stracili kilkunastu ludzi, ale za każdą razą odparli go do miasta.

W tymże samym czasie wyszła przedmieściem prze­ciw dywizyi Gazan kolumna złożona z piechoty, konnicy i artyleryi, chcąc oswobodzić drogę walencką; wszczęła się walka, niedługo jednak wachało się zwycięztwo. Hi­szpanie musieli się cofnąć w nieporządku.

Marszałek Mortier odebrał rozkaz udać się do Calatajud z dywizyą Sucheta. Niespodziewane to zdarze­ nie osłabiło armię naszą o 9000 ludzi w najważniejszych chwilach. Wszystkie więc działania na prawym brze­gu Ebru spadły na sam trzeci korpus, którego dowództwo po marszałku Moncey objął jenerał Junot. Nieliczna dywizya Morlot zajęła przestrzeń po dywizyi Suchet, a część dywizyi Musnier przeszła na lewy brzeg Huerby. Cztemastotysięczny korpus ten, osłabiły jeszcze oddziały, które trzeba było wysyłać dla wyszukiwania żywności i furażów, czego zbrojną tylko siłą można było dopiąć.

Oddziały te musiały być koniecznie mocne, inaczej mordowano je po drogach. Wprawdzie palono wioski, w których się to zdarzało, ale środki te niszcząc kraj, nieuśmierzały zaciętości mieszkańców. Jątrzyła się tyl­ko coraz bardziej z obu stron chęć zemsty. Cała wojna brała postać okropnego pustoszenia.

Przykopy w dwóch rzeczywistych atakach posu­wano ile możności. Noce były ciemne; zima zwykle w A- ragonii dżdżysta, była tą razą bez śniegu i deszczu; po­ ranki mgliste ukrywały nasze działania. „Wszystko na nie­ szczęście," — mówi pisarz hiszpański— „sprzysięgło się na nas *).“

Nieprzyjaciel za pomocą świecących kul sta­ rał się odkrywać w nocy nasze prace. Ogień z miasta był ciągle silny; szczególnie gdy w prawym ataku koń­ czono drugą równoległą, cała baterye miotały pociski na robotników. Część tej pracy wykonano za pomocą lotnych koszokopów (sape volante). Nieprzyjaciel zaczął przeciw przykopy na lewym brzegu Huerby, dla zaj­ mowania z boku naszych wężyków (zigzags) po prawym jej brzegu. Jenerał Lacoste posunął swoje przykopy ku niemu i zmusił go do zaniechania tej roboty. Im więcej prace postępowały, tem bardziej zwięk­szał nieprzyjaciel swe ognie działowe i ręczne. Gra­dy kamieni i granatek posyłał z moździerzy do na­ szych równoległych. Każdy dzień kosztował nas oko­ ło 30 ludzi. W drugiej równoległej porobiono, za po­ mocą worów ziemią napełnionych, strzelnice; z tych roz­ stawieni strzelcy nasi razili artylerzystów nieprzyjacielskich; musieli worami z wełną zastawiać strzelnice swoje.

Dnia 9 stycznia wieczór, zostały ukończone i uzbro­jone cztery baterye przeciw klasztorowi śgo Józefa i tyleż naprzeciw zagłówka.

Nazajutrz rano, 32 dział, z których ośm moździerzy, zaczęły ogień. Artylerya nie­ przyjacielska odpowiedziała silnemi strzały z dwóch dział zagrożonych; łatwo jednak działa nasze skruszyły po­ wleczenie z cegły przedpierśnia i strzelnic, tak, źe wie­ czór już ucichły działa nieprzyjacielskie. Z klasztoru S. Józefa, którego mury strzałami nadwerężone groziły za­ sypać obrońców, wyprowadzono artyleryą w nocy do miasta. Hiszpanie odrzucili ile możności gruzy od wy­ łomu.

O północy 200 ludzi zrobiło wycieczkę z ukrytej drogi na lewo ś. Józefa. Puścili się oni z największą odwagą na jednę naszą bateryą, lecz dwa czteroftmto-we działa, postawione przy prawem zakończeniu dru­giej równoległej, zaczęły ogień w skrzydło tej kolu­mny, gdy tymczasem baterya atakowana siała na nią kartaczami. Oddział ten straciwszy 50 ludzi, cofnął się napowrót.

Dnia 11 rano baterye nasze zaczęły na nowo ogień. Wyłom do ś. Józefa osądzono gotowym do przejścia.

Szturm do niego nakazano na wieczór. Wyłom w za­ główku nie był jeszcze dostatecznym. Postanowiono więc zrobić tylko w tem miejscu fałszywą demonstracyą ata­ ku, dla zwrócenia uwagi oblężeńców.

Hiszpanie osadzili przeszło trzema tysiącami ludzi klasztor ś. Józefa. Droga zakryta przed rowem otacza­ jącym to dzieło, opasawszy trzy tego czworokąta na widok nieprzyjaciela wystawione ściany, ciągnęła się jeszcze wzdłuż brzegu Huerby.

O godzinie czwartej, dwa, pod protekcyą czterech kompanij nie daleko lyścia Huerby postawione polowe działa, zaczęły słać strzały w drogę tę zakrytą, w podłużnym jej kierunku. Niespo­dziany ten ogień mięsza nieprzyjaciela. Tymczasem 250 woltyżerów polskich z pułków 2go i 3go, tyleż z francuzkich 14go i 44go, mając na swem czele podpułko­ wnika z pułku 14 Stalil, wypadają naraz zrównoległej do wyłomu. Już się spuścili do rowu, lecz ośmnaście stóp głębokości i spadzistość pionowa eskarpy, niedo- zwalają im wydobyć się na drugą stronę.

Gdy jedni przystawiają drabinki, drudzy usiłują rowem okrążyć dzieło i przez szyję dostać się do niego. Wtenczas napotykają mostek drewniany, po którym nie­ przyjaciel przechodził do drogi zakrytej, a który zanie­ dbał zniszczyć; rzucają się nań, a gdy się wewnątrz ych gruzów dostają, druga część kolumny w owym czasie wydobywa się na wyłom. Pułkownik Arzu i 100 ludzi wzięci są w niewolą, reszta ginie lub do miasta ży­ cie unosi. Porucznik z pułku 2go Sośnicki j uż wewnątrz kla­ sztoru był rannym. Zresztą strata zwycięzców mało by­ła znaczącą. Po wzięciu śgo Józefa, pracowano, aby się usado­mić w szyi tego dzieła. Zaczęto trzecią równoległą nad brzegiem Huerby, po obu bokach tego klasztoru. Rzeczka ta i jej spadziste wysokie brzegi, zabezpieczały nas w prawym ataku od wycieczek.

Nieprzyjaciel wystawił z miasta naprzeciw ś. Józe­fa sześć dział; z nich zaczął obalać te zwaliska, obrócił także przeciw nim artyieryą z zagłówka. Jenerał Dedon wysypał zaraz w trzeciej równoległej dwie baterye, dla ugaszenia ogniów z miasta i razem dla otwar­ cia wyłomów w obwodzie.

Dawniej już przeciw zagłówkowi baterye nasze wy­ sypane, tłukły ciągle to dzieło. Teraz wzniesiono jeszcze jednę o czterech granatnikach, na lewo prawego ataku, w kierunku na komunikacye zagłówka z miastem.

Usiłowano dostać się aż do przeciw-skarpy tego dzieła, za pomocą koszokopów pełnych i podwójnych, lecz zamysł ten pod niezmiernym ogniem artyleryi nie dał się uskutecznić.

Dnia 15-go rano baterya granatników zaczęła ogień. Nieprzyjaciel wyprowadził resztę dział z zagłówka. O godzinie 8-mej wieczór kapitan Milberg w 40 woltyżerów pułku I-go polskiego i kilku saperów, wypada z przykopów, spuszcza się do rowu 10 stóp głębokiego, który otaczał dzieło. Nieprzyjaciel zapala przysposobioną minę , lecz ta niedokładnie założona nie czyni zamierzone­ go skutku.

Nacierający dostają się aż do ganku (berme) przedmieścia, tam się sadowią i rzęsistym ogniem zmuszają nieprzyjaciela ustąpić z dzieła. Hiszpanie wysadzili most Huerby za sobą. Atak ten kosztował nas tylko trzech ludzi. Pracowano zaraz nad usadowieniem się w zdobytem dziele i zaczęto od niego trzecią równoległą; nią połączyły się oba rzeczywiste ataki.

Tak więc nieprzyjaciel stracił już w stronie zagrożonej wszystkie przedmiejskie dzieła. Słaby tylko jeszcze sznur bez tarasu, był obwodem części tej miasta. Nie ugięło to jednak umysłu Aragończyków, którzy nie tyle posiadali ufności w fortyfikacjach, ile w domach miasta; w nich mniemali się niezwyciężonymi. Podwoili pracy aby je obwarować, zwiększali liczbę strzelnic, każdy dom w szczególności robili miejscem obronnem. Mieszkańcy musieli ustępować z domów bliższych obwodu. Wszystko się cisnęło ku środkowi miasta.

Już się dawały widzieć początki morowej zarazy. Od ośmiu dni trwało ciągle bombardowanie. Piwnice były miejscem schronienia; kobiety chcąc zapomnieć o swojej niedoli i szukając pocieszenia, schodziły się u krewnych i przyjaciółek, a tak w małej i niskiej piwniczce często 20 osób sypiało i jadało. Lękając się niepewnych przypadków od bomb, nie­ śmiały wychodzić na ulicę, gdy tymczasem w zamknięciu na nieochybną się śmierć wystawiały. Palenie w nocy i we dnie oliwy w lampach, wilgoć, skażone powietrze, często zatykanie małych nawet piwnicznych okienek, grube jadło osób do niego niezwyczajnych, bojaźń, silne umysłu poruszenia, musiały utworzyć gorączki. Zaraza szerzyła się nagle, wkradła się i między wojsko. Zewsząd śmierć groziła obrońcom. Jenerał Palafox chcąc ich pocieszać nadzieją prędkiego oswobodzenia głosił wiadomości pomyślne.

Dnia 16-go wieczór w całym naszym obozie słyszeliśmy z miasta muzykę i okrzyki radosne, tudzież salwy artyleryi i ręcznej broni, we wszystkich częściach obwodu.
Nieszczęśliwi ci uwierzyli, że sprawa ich wzięła najpomyślniejszy obrót w Hiszpanii. „Reding miał zniszczyć korpus jenerała Saint-Cyr, Lazan wkroczył do Francyi, La Romana i Black znieśli wojsko Napoleona, wzięli mu 20,000 w niewolą i odcięli go zupełnie. Ney i Berthier zginęli. Aby wywieść oblężonych z błędu, nasze działa potroiły ogień. Całą noc wrzał łoskot bomb i granatów pękających wśród murów miasta natłoczonego ludem.

Lecz w istocie nasze położenie było bardzo smutne. Cała Aragonia powstała, wszędzie się uzbrajano; otoczeni zewsząd, na pewny głód byliśmy wystawieni. Od początku oblężenia jenerał Vathier zostawał w Fuentes, z kolumną złożoną z jedenastu kompanij wyborczych francuzkich, jednej polskiej i 600 koni 4-go pułku huzarów i polskich ułanów. Ztamtąd dosyłał do obozu żywność i uważał nieprzyjaciela od drogi Tortozy.

Pięć tysięcy powstańców posunęło się aż do Belchite; jenerał Vathier rusza ku nim, 200 zostaje wykłutych, reszta rozprasza się lub uchodzi. Jenerał Vathier goni ich aż do Ixaz, ztamtąd posuwa się do Alkaniz nad rzekę Guadalope. Powstańcy zniszczyli most i obsadzili mury strzelcami. Porucznik Le Brun z kompanią woltyżerów puł­ku 3go polskiego, będąc w przedniej straży, przechodzi rzekę w bród pod gęstym ogniem nieprzyjaciela i wdziera się do miasta. Kolumna wkracza za nim. Nieprzyjaciel zmuszony cofa się. Jednakże ta pomyślna wyprawa nie rozbroiła całej Aragonii. W górach Siera de la Muela zwiększały się kupy ludu codziennie.

Nasze zakłady, lazarety, magazyny, były zagrożone. Górale od Soria zbliżyli się w znacznej sile ku Tudeli, która była najważniejszym punktem komunikacyj naszych z Pampeluną. Droga ta napełniona była powstańcami. Bracia jenerała Palafox, Franciszek i margrabia de Lazan, ściągali wojska liniowe z Walencyi i z Katalonii. Wszystko co jeszcze zostało w Aragonii a mogło broń dźwigać, przypinało wstążkę czerwoną z napisem: Umrzeć lub zwyciężyć za Ferdynanda VII, i garnęło się pod ich cho­rągwie. Armia ta, do 20,000 wynosząca, zajmowała całą okolicę między Villafranca, Luciniena i Zuera, prawie oblegała dywizyą Gazan, a oddziały, które wysyłała ku Caporoso, zabierały nam konwoje.

Za pomocą palonych ogniów po górach i rac puszczanych z miasta, oblężeni porozumiewali się z armią odsieczną. Pomimo grasującej zarazy i utraconych dzieł przed­ miejskich, zapał wojenny Saragossanów, którzy widzieli ognie obozowe wojska chcącego ich oswobodzić, zwiększał się co chwila.

Dnia 17 stycznia ośmdziesiąt Hiszpanów, mając na czele kapitana Don Marianno Galin­ do, zrobili wycieczkę w nocy, przebyli drugą równoległą i dostali się aż do pierwszej, chcąc zagwoździć bateryą moździerzów. Odpartym, warty nasze nie dozwoliły już powrócić przez drugą równoległą. Prócz trzech oficerów i kilku ludzi, wziętych w niewolą, wszystko z tego oddziału zginęło. Oblężeni wysłali w górę Ebru statki kanonierskie, które chciały z boku w przedzamkowe nasze równolegle siać strzały. Postawionych jednak kilka dział polowych, zmusiły pływające te baterye do ustąpienia.

Dnia 22 znowu nieprzyjaciel zrobił na wszystkich punktach wielką wycieczkę̨. W ataku prawym odebrał dom przedmiejski, który już̇ za Huerbą był zdobyty, spalił go i opuścił; w średnim przebył równoległą, zagwoździł nam dwa działa, zabiwszy kilku artylerzystów i kilku Polaków do służby artylerii dodanych. 

Najgroźniejszym jednak był głód dla armii naszej. Żołnierz był po kilkakroć na pół racyi chleba, mięsa brakło zupełnie. Mieszkańcy chroniąc się̨ do Saragossy przed jej opasaniem, unieśli żywność z sobą̨. Pókiśmy byli silniejsi, można było, chociaż z trudnością̨ wydobyć coś jeszcze po wsiach. Lecz od czasu oddalenia się̨ dywizyi Sucheta, kiedy na oblężenie pięćdziesiąt tysiącznej załogi zostało 22,000, było niepodobieństwem wysyłać́ od działy, a konwoje wyprawiane z Pampeluny częstokroć zabierał nieprzyjaciel. Wprawdzie kilka jeszcze tylko dni było potrzeba, aby mieć́ już̇ do miasta wyłomy. Chciano ich zrobić́ cztery. Przy waleczności wojsk oblegających było prawie rzeczą̨ niepodobną, aby się̨ szturm chociażby na jeden z nich nie udał; lecz to, co kończy zwykle wszystkie oblężenia, nie było dostateeznem na po konanie Saragossanów. W pierwszem już̇ oblężeniu, po dwudniowej wśród miasta najkrwawszej walce, nieprzyjaciel przez ośm dni zostawał z nami na jednej ulicy, niedopuścił nam dalej postąpić́; on zajmował jednę jej stronę̨, my na drugiej kilka domów dzierżyliśmy. Czegóż̇ się̨ teraz trzeba było spodziewać się, kiedy oblężeni wszystkie poczynili przygotowania, aby bronić́ każdego domu osobno. 

Przybycie na koniec marszałka Lannes dnia 22 stycznia, wyrwało armią naszą z jej smutnego położenia. Wtenczas dopiero istotnie nastąpiło tak potrzebne połączenie obu korpusów pod jednem dowództwem. Marszałek Mortier odebrał rozkaz powrócić́ z Calatajud z dywizyą Sucheta, przeszedł nalewy brzeg Ebru, spotkał pod Perdiguera przednią straż̇ Franciszka 1’alafoxa. Ta cofnęła się̨ ku kaplicy Najświętszej Panny Magallon, gdzie stał dziesięciotysięczny korpus. Wojsko to, w części z świeżych zaciągów złożone. Miało dawnych oficerów; przytem wsparte przez kilka pułków wojska liniowego, stawiło się się̨ mężnie. Marszałek Mortier uderza nań́ z najeżonym bagnetem, spędza go z pozycyi i posyła za nim konnicę. Nieprzyjaciel stracił do 100 i ludzi, dwie chorągwie i cztery działa. W drugiej stronie pułkownik Gastier uderza z trzema batalionami na Zuera, rozpędza do 3000 ludzi, i bierze miasto. Jedna armata dostała się̨ w jego ręce. Natenczas marszałek Mortier wysyła oddziały do Sariniena, Pina i Huesca, i rozprasza resztę̨ armii nieprzyjacielskiej. Odtąd jenerał Suchet z częścią̨ swojej dywizyi był w ciągłym ruchu, aby prze szkodzić́ łączeniu się̨ powstańców. Gdy tak kolumny francuskie usiłowały zniszczyć armią odsieczną, prace oblężenia posuwały się̨ ciągle z największą̨ czynnością̨; w trzech miejscach spuszczono przykopy do koryta Huerby. Na rzeczce tej stanęły mostki z zasłonami wzniesionymi z koszów i faszyn. 

W prawym ataku zrobiono plac broni, już̇ za Huerbą, aby można ustawić́ kolumny, które miały uskutecznić́ szturm do miasta; w średnim, sto granadyerów z pułku 115, przeszedłszy w nocy na lewy brzeg Huerby, uderzyli na mur ogrodu łączącego się̨ z miastem. Poczta hiszpańska broniąca tego muru, ujrzawszy w własnych strzelnicach broń nieprzyjacielską, przerażona uszła do miasta. Sto robotników polskich rozpoczęli zaraz pod ciągłym ogniem nieprzyjaciela w skalistem tem miejscu wykop, aby przededniem zabezpieczyć́ komunikacye z prawym brzegiem Huerby. Trzy razy oblężeńcy usiłowali odpędzić́ nas stamtąd, trzy razy warta wspólnie z robotnikami odparła ich na powrót. W ataku lewym zaczęto drugą równoległą o 80 sążni od zamku. 

Ukończono na ostatek ośm nowych bateryj w obranych najszczęśliwiej przeciw miastu punktach. 

Dnia 26 stycznia (1809 r.) 50 dział zaczęło od rana kruszyć́ mury obwodu. W prawym ataku robiono trzy wyłomy: dwa naprzeciw śgo Józefa, a jeden w klasztorze ś. Augustyna, leżącym miedzy Porta Quemada i dolnym Ebrem; w średnim, jeden do klasztoru Santa Engracia. Przytem działa nasze tłukły wszystkie baterye nieprzyjacielskie, leżące w tej części miasta. Baterya przy ujściu Huerby wysypana sięgała do mostu, i aż̇ do niego strychowała całe przybrzeże. 

Artylerya z miasta odezwała się się̨ zrazu silnie, lecz niebawem cześć́ jej ucichła. Już̇ skruszono miedze (merlons) u bateryj miejskich; artylerzyści hiszpańscy zasłaniali się̨ tylko worami wypełnionemi wełną. 

W nocy, w prawym ataku opanowano młyn wielki oliwny, już̇ pod samym murem obwodu przy jednym z robiących się̨ wyłomów leżący, i zabezpieczono do niego komunikacye. Oblężeńcy zaś́ wznosili szańce za wyłomami.

Nazajutrz (27 stycznia) postanowiono przypuścić́ szturm do miasta. Zaraz od rana zaczęły na nowo miotać́ ogień́ baterye nasze. W południe stanęło pod broń wojsko. 

W prawym ataku wyłom do klasztoru Augustyanów nie był ostatecznie wyrobionym, lecz dwa inne naprzeciw śgo Józefa były gotowe do przejścia. Kompanie woltyżerskie pułku 14go i 2go polskiego, zebrane w zajętym młynie oliwnym pod dowództwem podpułkownika pułku 14go Stahl, puszczają̨ się̨ do wyłomu zrobionego po prawej ręce za klasztorem śgo Józefa.

Nieprzyjaciel zapala dwie przed wyłomem przysposobione miny. Nie wstrzymuje to nacierających. Podporucznik Dobrzycki Mikołaj, który we 25ciu woltyżerów pułku 2go poprzedza szturmującą kolumnę̨, wpada na wyłom, lecz spostrzega nowo wzniesiony szaniec uzbrojony we dwa działa. Te miotają̨ ciągle kartaczami. Dzwon ogłasza mieszkańcom potrzebę̨, wszystko napełnia pobliskie domy, zajmuje strzelnice. Grad kul i granatek pada z okien i z dachów.

Podporucznik Dobrzycki dwiema kulami zostaje przeszyty; tak rannego wynoszą̨ z wyłomu. Oddziału jego część́ ginie, druga, wsparta całą już̇ kolumną, ciśnie się̨ naprzód, aby przebyć́ szaniec, lecz po doznanej wielkiej stracie, musiano się̨ na koniec cofnąć́. Wtenczas usiłowano przynajmniej usadowić́ się̨ na wyłomie. Niezliczona ilość́ rzuconych granatek zaledwie dozwoliła ukończyć́ tę pracę. 

Atak na wyłom lewy za świętym Józefem nie doznał tak wielkiego oporu; kolumna do tego szturmu przeznaczona, składała się̨ z woltyżerów pułku 44go i 3go polskiego. Porucznik Fryderycy z trzydziestu woltyżerami polskimi formował oddział poprzedni. Kolumna ta dostaje się̨ na wyłom, zajmuje zaraz dom naprzeciw stojący, w którym artylerya nasza zrobiła otwór. Wybijając drzwi i kując otwory w murach, przedziera się̨ na lewo, aż̇ do domów przypierających do najbliższej uliczki, a na prawo aż̇ do jednego dziedzińca, na który wymierzone były dwa nieprzyjacielskie działa. Te dopiero wstrzymały kolumnę̨.

Przed bateryami miejskiemi, które oblężeńcy mieli przy dolnem przybrzeżu Ebru, był domek odosobniony, zkąd nieprzyjaciel odkrywał w tył za sobą̨ wyłom w klasztorze śgo Augustyna. Podpułkownik Bajer z czterema kompanijami pułku 2go polskiego, miał w tymże dniu dom ten opanować́. Dwa razy go zajął, i dwa razy, dla ognia artyleryi i piechoty nieprzyjacielskiej, musiał z nie go ustąpić́. Atak ten wiele nas ludzi kosztował; w liczbie zabitych był dodany tej kolumnie kapitan od inżynierów; w liczbie rannych podpułkownik Bajer i kapitan Matkowski; ten ostatni został w ręku nieprzyjaciela (umarł na drugi dzień́ po poddaniu się̨ Saragossy). Dom ten może byłby został w naszym ręku, gdyby Polacy byli przestali na tej zdobyczy, a nie darli się̨ do dwóch bliskich bateryj, które w jedenaście dział były uzbrojone. 

To się̨ działo w dniu szturmu do miasta, w ataku prawym.

Dnia 26 stycznia (1809 r.) 50 dział zaczęło od rana kruszyć́ mury obwodu. W prawym ataku robiono trzy wyłomy: dwa naprzeciw śgo Józefa, a jeden w klasztorze ś. Augustyna, leżącym miedzy Porta Quemada i dolnym Ebrem; w średnim, jeden do klasztoru Santa Engracia. Przytem działa nasze tłukły wszystkie baterye nieprzyjacielskie, leżące w tej części miasta. Baterya przy ujściu Huerby wysypana sięgała do mostu, i aż̇ do niego strychowała całe przybrzeże. 

Artylerya z miasta odezwała się się̨ zrazu silnie, lecz niebawem cześć́ jej ucichła. Już̇ skruszono miedze (merlons) u bateryj miejskich; artylerzyści hiszpańscy zasłaniali się̨ tylko worami wypełnionemi wełną. 

W nocy, w prawym ataku opanowano młyn wielki oliwny, już̇ pod samym murem obwodu przy jednym z robiących się̨ wyłomów leżący, i zabezpieczono do niego komunikacye. Oblężeńcy zaś́ wznosili szańce za wyłomami.

Ataku lewego na zamek już̇ teraz zaniechano zupełnie. Tu się̨ zaczyna wojna wewnątrz miasta. Kuto komunikacye w zajętych domach według naszej potrzeby, tarasowano te, które nieprzyjacielowi w jego położeniu były dogodne, ale po zdobyciu tych domów, już̇ dla nas stały się̨ szkodliwemi; otwierano przeciwnie przyjacielowi strzelnice, zasłaniano się worami ziemią lub wełną napełnionemi, gdzie tego wymagała potrzeba. 

W nocy nieprzyjaciel atakował Santa Engraeia, a szczególnie zdobyte domy na prawo tego klasztoru, wszędzie jednak został odpartym. Prawie zawsze, gdy oblegający w miesicie posuwali się̨ naprzód, nieprzyjaciel dzwonił na trwogę̨, zbierał się̨, i usiłował odzyskać́ stratę, która poniósł, i niekiedy wyparł warty nasze, jeżeli nie było czasu zatarassować niepotrzebne otwory i okna, porobić́ strzelnice, i wznieść́ zasłonne ściany na ulicach, dla utworzenia komunikacyi z domami po drugiej stronie leżącemi.

Marszałek Lannes posłał do jenerała Palafoxa donosząc mu, że wojska francuskie wkroczyły do prowincji Mancha, że angielskie zmuszono do zajęcia statków dla odwrotu, że od oceanu i Pireneów aż do Siera Morena Francuzi byli panami w Hiszpanii; zadał, aby jenerał Palafox wysłał jednego oficera od siebie, dla przekonania się o tem. Do powrotu zaś́ tego oficera miały być́ zawieszone kroki nieprzyjacielskie. 

Już w miesicie dał się̨ czuć niedostatek żywności, mięsa już wcale nie było, kura kosztowała pięć piastrów (45 złotych polskich), bombardowanie trwało już od trzech tygodni, zaraza szerzyła się straszliwie, około 350 ludzi umierało codziennie, nie licząc tych, którzy ginęli od przypadków wojny; lazarety i mnóstwo w tym celu dodanych jeszcze domów, były przepełnione, ryż był jedynym środkiem dla utrzymania chorych, a słoma całą ich pościelą; dla braku lekarstwa i przez zepsute powietrze, najlżejsza rana w kilka dni zmieniała się w gangrenę, każdy skaleczony widział pewną i okropną śmierć dla siebie. Zabrakło już ziemi na chowanie trupów, kopano obszerne rowy po ulicach i w dziedzińcach, do nich zwożono je z przed kościołów, gdzie je pozostała rodzina składać była winna. Stosami leżały przed każdym kościołem obwinięte tylko w prześcieradła trupy; często rozszarpane i rozrzucone przez bomby, sprawiały najokropniejszy widok. 

Oblegający już byli w mieście, nadziei posiłków już prawie nie mieli Saragossanie. Kule armatnie kruszyły obrończe zapory; pod domami już podkładano miny, bomby sięgały do najodleglejszych części miasta, a najokropniejsza zaraza grasowała w tych schronieniach, gdzie zniszczenia wojny nie mogły przedrzeć się̨; a przecież̇ Saragossanie zostali niewzruszeni. Stan ten nieszczęsny nie tylko nie ugiął ich umysłu, lecz owszem zwiększał zaciętość i rozpacz niezłomnych tych obywateli; nie wątpili oni o swej zgubie, ale łatwiej się̨ ze śmiercią oswajali, jak z wyobrażeniem uległości obcemu. Poprzysięgli zagrzebać się pod gruzami miasta, odrzucili wszystkie propozycje kspitulacyi. 

Jeżeli znaleźli się̨ niektórzy obywatele mniej tego gości mający, najniewinniejsze ich uskarżenie się karano jako zbrodnie. Nieszczęścia, które cieszyły i które się̨ ciągle zwiększać miały, rozjątrzyły umysły, zrodziły podejrzenia i nieufność. Kto się̨ użalał się na swe cierpienia, był zdrajcą, a oskarżenie było dowodem. Co rano spostrzegano osoby powieszone w nocy na szubienicach wystawionych na ulicy Cosso i w rynku zielonym. 

Oblegający nie przestawali przedzierać się ku środkowi miasta; obwarowanie domów, w których nieprzyjaciel zagrzebać się̨ niezłomnie postanowił, utworzenie z każdego osobnej forteczki, i wysypane baterye po ulicach, czyniły niepodobne zajęcie przez szturm miasta; zniszczałaby była armia nasza, nie zdobywszy nawet części onego. Postanowiono wiec brać dom po domie, ile możność zakładać́ miny, a tym sposobem niezrażać żołnierza przez zbyt wielkie i nagłe straty.

Przy bramie Quemada zajęli oblegający jeszcze kilka domów. Doświadczenie jenerała Lacoste, nabyte przy oblężeniu Kairu w Egipcie, gdzie także wśród domów walczono (po bitwie pod Heliopolis), było tu wielce pomocne mu, a przecież̇ dwa dni czasu potrzeba było, aby zająć dwa małe domki o jednem piętrze. W nich nie było izby, schodów, dachu, gdzie by nie leżeli zabici z jednej i drugiej strony. 

Zajmowanie takowych małych budowli nie zapewnia łoblegającym usadowienia się̨ w miesicie; potrzeba było zdobyć́ kilka klasztorów, w których by można było zabezpieczyć się. Od czterech dni baterye nasze robiły wyłom w klasztorze Augustyanów, a drugi w przypierającym do niego świętej Moniki.

Znalazłszy otwory te dosyć wyrobione, polecono szturm. Puściła się̨ kolumna Francuzka. Wzniesiony za wyłomem szaniec, ogień́ ze strzelnic i okien, ręczne granaty i pękające wkopane bomby sprawiły, że się̨ cofnęła od wyłomu, zasławszy go mnóstwem trupów.

Tak wiec szturm ten odparli oblężeńcy od wyłomu, kiedy w dwóch innych miejscach już od dwóch dni walczono wśród ulic miasta. Przy Santa Engracia zajęto na koniec po długich usiłowaniach jeden obwód domów, potem saper przebywszy uliczkę̨, dostali się̨ do dolnego piętra jednej budowli drugiego obwodu, lecz nieprzyjaciel dzierżył piwnice, dach i górne piętra tego domu; nie można go było wyparować. Dwieście funtów prochu podłożono w zdobytej jednej izbie i wysadzono dom na powietrze; wtenczas dopiero usadowiono się̨ w gruzach.

Po dwa razy nieprzyjaciel usiłował odzyskać́ klasztor Trynitarzów, lecz nadaremnie; jenerał Rostolant, który go bronił, był rannym w tej rozprawie. 

W prawym ataku zdobyto na koniec klasztor świętej Moniki, dostawszy się̨ doń otworem zrobionym od strony miasta za pomocą̨ murołomu (petard), a to, gdy w tym samym czasie atakowano wyłom tego klasztoru zewnątrz miasta. Nieprzyjaciel zaczął kopać́ minę od klasztoru śgo Augustyna, aby wysadzić́ klasztor świętej Moniki, lecz minery jego mniej byli biegli w swej sztuce; zrobiono przeciwminę̨ i uduszono ich dymem w podkopie, w ten czas, kiedy już nabój swej miny założyli. 

Na lewo prawego ataku trzeba było zdobyć́ jeszcze jeden dom, aby się̨ dostać́ do ulicy Quemada.

Dnia 30 stycznia wieczór warty nasze za pomocą̨ murołomu dostały się̨ do kuchni tego domu. W pobocznej izbie byli Hiszpanie. Obie strony wkładały broń w strzelnice przedzielającego je muru i strzelały do siebie; Hiszpanie przez komin spuszczali granaty, walczono po wszystkich piętrach, pod dachem, i znowu spuszczano się̨ do piwnic. Po dwu dniach takiej bitwy musiano Hiszpanom dom zostawić́ i zaprzestać́ walki.

Przy Santa Engracia wysadzono minami kilka domów na prawo i na lewo ulicy tegoż̇ nazwiska. Kapitan Żukowski z grenadyerami pułku I-go rzucił się̨ zaraz, aby opanować́ te gruzy. Nieprzyjaciel zajmujący pozostałe jeszcze szczątki budowli odparł go za pierwszem natarciem, lecz za drugiem usadowił się̨ Żukoioski w tych zwaliskach. Trzynastu Hiszpanów było w nich zagrzebanych, jeden oficer był jeszcze przy życiu. Miny nie działały tyle na umyśle Saragossanów ile się̨ spodziewano; małych nawet szczątków domów wysadzonych nie opuszczali, a ich ogień często gruzów nawet opanować niedozwalał. Oblężeńcy ropoczęli z dwóch bateryj ogień na klasztor Trynitarzów, który formował ostateczny lewy punkt ataków naszych. Zrobili w nim wyłom.

Dnia 31 stycznia po południu pokazały się̨ tłumy Hiszpanów z bramy Portillo, dostały się̨ aż pod mury Trynitarzów i z największą odwagą uderzyły na wyłom. Ów świeżo wykopany i silny ogień broniących wyłomu, wstrzymały ich zapęd. Nie mogąc się̨ tym otworem wedrzeć wewnątrz, okrążają budowlę i dostają się̨ do drzwi kościoła. Pod strzałami z okien, wywalają je siekierami. Już drzwi są zdruzgotane, wstrzymuje ich jeszcze oszańcowanie z worów napełnionych ziemią, w tyle drzwi wzniesione; i tego już część zniszczyli; mężna jednak obrona Francuzów sprawiła na koniec, iż się̨ cofnęli.

Na czele tego hufcu był zakonnik, który trzymając w jednym ręku krzyż, w drugim pałasz, zagrzewał swych do boju. Kobiety uwijały się̨ wśród kul i granatek, rozdawały ładunki i zachęcały walczących. Pomiędzy zabitemi był także jeden kapucyn, który, jak Cavallero twierdzi, zawsze się̨ wśród boju znajdował i swą walecznością często zadziwiał. Zginął dając ostatnie olejem świętym namaszczenie jednemu rannemu.

Drugi kapłan w moment zaraz wy szedł, i pod strzałami nieprzyjaciela zebrał olej święty, przez śmierć owego kapucyna na ziemię wylany. 

Tak to zapał Saragossanów wzrastał codziennie. Widać było że działali ludzie, któremi, bez różnicy powołania i stanu, jedne środki i zarówno silnie władać mogły ; były niemi: religia i niezłomna chęć niepodległości. Uczucia te zamieniły każdego obrońcę Saragossy w człowieka, że tak powiem, przez się działającego; przykład, niestety! zbyt rzadki, a przecież jeden tylko godny człowieka. Nie wodza niezłomne postanowienie, nie od rzucane ciągle wszelkie propozycye kapitulacyi, nie te nawet ogromne ofiary, które Saragossa poniosła, stanowią szczególniejszą cechę tej nadzwyczajnej obrony; jest nią stały, niezachwiany umysł każdego w szczególności mieszkańca, jest nią owo samowolne ich poświęcenie się. W działaniach wojennych sztuka i geniusz zwracają powszechnie najmocniej uwagę naszą.

Kto obronę Saragossy rozważa, nie szukając ich, oddaje hołd podziwienia mieszkańcom tego bohaterskiego miasta; przyznaje to wszystkim, co nie mogło być dziełem jednego; nie bada o imiona wodzów, ale chciałby całe to szanowne poznać stowarzyszenie. Walczyli Saragossanie nie tylko o pojedyncze domy, ale o piętra, o każdą izbę nawet. Zakonnicy pokazywali się po ulicach z pałaszem przypasanym na wierzchu habitu; jednych zachęcali do walki, drugich do pracy około bateryj, sami byli czynnymi, robili proch i ładunki, roznosili je gdzie po trzeba wymagała; wśród ognia dawali pomoc duchowną, a częstokroć nie tylko słowy, ale także własnym przy kładem zagrzewali żołnierza. Kobiety nawet pomagały do obrony; w jednej odezwie jenerał Palafox zachęca je, aby naśladowały męstwo i umysł marsowy dawnych Amazonek. Roznosiły napój i ładunki dla walczących, w których liczbie mężów swych lub też synów znajdowały.

Zdarzało się, że niewiasta po zabitym przy boku swym mężu porywała broń, i usiłowała pomścić się jego śmierci. Niektóre otrzymały nagrody wojskowe. Nie tylko kobiety z pospólstwa mięszały się pomiędzy wojowników; czasem młoda, zgrabnie przybrana piękność, niesilną swą ręką dźwigając karabin wojskowy, spieszyła do boju. Oficerowie znajdowali przykład w męstwie takich kobiecych wojowników i nową pobudkę w ich obecności, która w nich zapewne nadzieję słodkiej nagrody nieciła. 

Dnia 1 go lutego miną wysadzono mur, który oddzielił klasztor ś. Moniki od Augustyanów. Porucznik Dobrzycki Andrzej z kompanią pułku 3go wpadł zaraz otworem i dostał się do kościoła. Hiszpanie spodziewali się natarcia na klasztor wyłomem zrobionym działami zewnątrz obwodu miasta. Nieprzewidziany z innej strony atak zmięszał ich. Porucznik Dobrzycki zaczął atak natarczywie. Podporucznik Rutkowski dostał się w kilku ludzi, znalezioną drabinką, na chór i ztamtąd chylił strzały. Obrońcy musieli po krótkim oporze ustąpić. W kilka potem godzin usiłowali odzyskać ten klasztor, ale bez skutecznie; wszystkie zasłony warowne były już przeciw nim obrócone.

W klasztorze tym ponieśli później Polacy stratę bardzo dotkliwą: odważny podpułkownik pułku 3go Bieliński poległ w nim od kuli karabinowej, ugodzony w głowę przez mały otwór wykutej w murze strzelnicy.

W dniu, kiedy zdobyto klasztor Augustyanów, zrobiono także atak przy ulicy Quemada. Nieprzyjaciel miał w kilku domach nieliczne warty; wyparowano je i ścigano przez komunikacye kute w ścianach, aż do rogu ulic Quemada i Cosso; ale wkrótce Hiszpanie zebrali swe siły, i uderzyli na naszych. Sapery, którzy zaczęli robić warowne zapory, nie mieli jeszcze dość czasu, aby je ukończyć. Francuzi walczyli mężnie, musieli jednak nakoniec odstąpić zdobyczy, straciwszy ludzi zabitych i rannych. W czterech domach, o które w dniu tym walczono, narachowano poległych z obu stron ośmdziesiąt ludzi.

Nazajutrz Polacy odzyskali przecież po dziewięcio-godzinnej walce dwa z tych domów napowrót. W środkowym ataku wysadzono minami kilka domów w pobliskości S. Engracia. Kapitan Żukowski z Grenadyerami, a kapitan Milberg z woltyżerami pułku Igo wpadli natychmiast; Hiszpanie zajmowali przylegle zwaliskom budowle, już mieli w nich przygotowane strzelnice; z tych zaczęli rzęsisty ogień. Kompania woltyżerów nie znalazła wyłomu w miejscu, które miała sobie wskazane, musiała pod ogniem na powrót przebiegać i wziąść inny kierunek ataku. Sierżant Kowalczuk widząc podczas tego powrotu, że oficer jego za nim postępujący pomiędzy gruzami uwiązł i że już Hiszpanie z zaściani minami pootwieranych przyskoczyli ku niemu, obrócił się, i z bronią na przykładzie nad leżącym oficerem i pod gradem kul czekał, póki ten nie wydobył się z gruzów. Po długiej walce zwaliska dwóch domów zostały zajęte. 

Dzień ten był dniem najdotkliwszej straty dla armii naszej. Jenerał inżynierów Lacoste, który był przytomnym przy dopiero opisanym ataku, śmiertelnym razem od kuli ugodzonym został. Pułkownik Rognat objął po nim dowództwo tej broni.

Trzema dniami wprzódy zginął dowódzca inżynierów hiszpańskich pułkownik San-Genis w bateryi nazwanej Palafox, skąd rozpoznawał prace nasze; zastąpił go podpułkownik Don Cajetano Zappino.

W ataku średnim zaczęto trzy podkopy pod klasztór panien Jerozolimskich. Hiszpanie dostrzegli naszą robotę i zaczęli przeciw miny; lecz ich prace nie uszły naszej baczności, bo przy tym szczególnym rodzaju wojny, spodziewając się co moment być wysadzonym na powietrze, każdy z przyłożonem do ziemi uchem czuwał nad swojem bezpieczeństwem. Nasi inżynierowie nie podkopawszy się jeszcze pod klasztór, musieli podłożyć minę i podpalić ją. Małe pobliskie domki rozsypały się, jeden oficer, piętnastu żołnierzy i inżynierowie hiszpańscy zostali zagrzebani. 

Hiszpanie kusili się kilka razy o odzyskanie klasztoru Trynitarzów. Naprawiono wyłom który w nim zrobili, i wysypano baterye dla ugaszenia ogniów miejskich nań wykierowanych. Oblężeńcy zaczęli podkop od klasztoru miłosierdzia, aby się nim dostać do Trynitarzów, skończyli go, ale nie mieli dostatecznej ilości prochu aby minę tę osadzić; ilość ta, którą fabryki codzienne wydać mogły, wychodziła na konieczniejsze potrzeby; z oszczędności uzbierano go na koniec, lecz w ten czas, kiedy już było za późno. Zdobywając tak pojedyńcze domy, potrzeba było prawie o każdy kilka razy toczyć walkę: pierwszą, aby się zbliżyć do domu i wedrzeć się wewnątrz, drugą, aby się w nim usadowić; potem mu siano zdobywać piętro po piętrze i dostać się aż do dachu i piwnic; kiedy to się nie udało, musiano dom miną wysadzić i znowu trzeba było na nowo walczyć, aby opanować szczątki. Lecz jeżeli dom wysadzony zupełnie się rozsypał, nie mogli nacierający ani przedrzeć się dalej, ani usadowić się w gruzach, bo nieprzyjaciel zajmował zaraz poboczne budowle, których mina nieuszkodziła, i ze wszystkich stron na gruzy chylił strzały. Z tych przyczyn oficerowie od inżynierów przestali wysadzać całkiem budowle; starali się przeciwnie tak zakładać miny, aby niemi tylko znaczne robić wyłomy. Wprawdzie zbyt wielka była niejednostajność miejscowa, aby zawsze otrzymać pożądany skutek, jednakże oblężeńcy musieli chwycić się także nowych środków obrony. Gdy już widzieli że będą musieli opuścić dom jaki, zapalali go. Budowle w Saragossie mało mając drzewa, nie łatwo się palą; napełniali je przeto palnemi rzeczami i powlekali smołą. Ogień potem trwał długo i dawał czas oblężeńcom do wznoszenia na nowo warownych zapór w przyległych domach.

Z klasztoru panien Jerozolimskich zaczęto kopać jednę minę pod ogromny klasztor Ś. Franciszka, na przeciwnej stronie ulicy Engracia leżący, dwie zaś miny pod szpital, wielką przyległą budowlę. Hiszpanie i tu zaczęli przeciwminy, lecz uprzedzono ich. Francuzi naładowali swoje prochem i zapalili. Chociaż do miny dążącej pod Ś. Franciszka użyto 1500 funtów prochu, nie zrobiła jednak dostatecznego wyłomu. Wyłomy zaś w szpitalu otwarły się dość znacznie. Zdobyto dwie trzecie części tej budowli, już w pierwszem oblężeniu nie zmiennie uszkodzonej. Nie można jednak było w tym średnim ataku przedrzeć się do ulicy Cosso. 

Wojna ta w mieście doszła już była do najwyższego stopnia zaciętości, czyli raczej przybrała wściekłości postać. Na powierzchni niszczyły się obie strony, aby zająć gruzy nędznego jakiego domu, pod ziemią ryły się obie, aby się na powietrze wysadzić, a mieszkańcy podpalali szczątki własnych domów, które mu sieli opuszczać. 

Liczba nasza była zbyt niedostateczną, aby oblegać tak broniącą się pięciudziesiąt tysięczną armią. Jenerał Suchet z dywizyą swoją (oprócz pułku 40go) składał korpus obserwacyjny, przeszkadzając aby powstańcy nie zgromadzali się. Dywizya Gazan zajmowała lewy brzeg Ebru przed przedmieściem. Nieliczna dywizya jenerała Morlot wraz z pułkiem 40 opasywała miasto przed zamkiem, od górnego Ebru aż do Trynitarzów, zajmując tak że i ten klasztor; do żadnej innej służby nie mogła dostarczać ludzi. Nie pozostało więc do ataku miasta jak dwie dywizye Grandjean i Musnier; pierwsza złożona z pułków 14 i 44go francuzkich, 2go i 3go polskich, druga z 114go i 115go fran. i z I-go polskiego. Siedm tych pułków liczyły 9,000 ludzi. Połowa z nich szła codziennie na służbę do miasta; tam musiała zajmować warty w dzierżonych już domach, uskuteczniać wszelkie prace i wykonywać ataki. Codzienne boje i szturmy były zawsze opłacane krwią kilku walecznych. Dwie te dywizye cierpiały niezmiernie wiele; prace wy cieńczały ludzi. Nowe codzienne do zwalczenia trudności zaczęły nakoniec zrażać żołnierzy; tymczasem Hiszpanie co dzień nieco ku środkowi miasta usuwając się, okazywali ciągle umysł niezachwiany. 

Dnia 7 lutego podkopano się pod klasztor Pijarów, o który tak długo walczono. Hiszpanie za późno dostrzegli że go Francuzi minują; nie mogli już przeciwminy rozpocząć, ale go zapalili i opuścili. 

Żywności zrobiono zapasy na 15,000 załogi na sześć miesięcy. Mięso w małej ilości było tylko dla szpitalów; dla załogi był sztokfisz, któiy prawie zawsze żołnierz hi­szpański na swą żywność pobierał. Prócz tego każdy mie­ szkaniec opatrzył się w żywność, jak gdyby sam w swoim domu miał być wystawionym na oblężenie. Nie potrzeba było do tego najmniejszego przymusu. Klasztory szcze­gólniej miały wielkie składy. Pozakładano także znaczne magazyny furażów. Dziwić się potrzeba, jak wydołał patryotyzm zniszczonych pierwszem oblężeniem Aragończyków wznieść twierdzę, opatrzyć ją we wszystko, wy­stawić armiją, i prócz tego utrzymywać przez dość zna­ czny czas wojska królestw Walencyi iMurcyi, które po pierwszem oblężeniu posunęły się za nami do Aragonii.

Załoga Saragossy miała się składać z 15,000 ludzi, nie licząc w to mieszkańców przeszło 35 lat mających; lecz po przegranej pod Tudelą, gdy armija hiszpańska rozproszyła się na różne drogi, największa część żołnie­rzy z korpusu Walencyi, Mureyi, wielu z wojska anda­ luzyjskiego i mnóstwo rannych, przybyło do Saragossy. Lazarety zapchane zostały choremi, a miasto wojskiem. Palafox wcielił ich do załogi i podzielił na korpusy.

Siła więc załogi zwiększyła się do 35,000 ludzi. Palafox wódz naczelny miał pod swemi rozkazami jenerałów Saint- Marc, Versage (obadwa francuzi), Amoros, O-Neill, Buddlej, Porin, Renovales i t. d. Korpus artyleryi, złożony z przeszło 1,500 ludzi, zostawał pod dowódz­ twem jenerała Vilalva. Pułkownik od inżynierów Sans- Genis miał trzynastu oficerów tej broni i 800 saperów, wybranych z ludzi którzy pracowali około kanału.

Na rzece było kilka szalup kanonierskich; użyto do nich oficerów od marynarki i majtków z Kartageny.

Rząd cywilny był w ręku jenerała naczelnego. Osoby najwięcej do niego wpływu mające, były: ojciec Basiliofranciszkanin, Butron dawny Palafoxa adjutant, pułko­wnik Caniedo jego sekretarz, Mossen-Sas proboszcz pa­ rafii śgo Giliusza, Tio Marin, cukiernik z ulicy Cosso, zakonnik de la Consolation i "io Jorge który nigdy nie wychodził z domu Palafoxa.

Ufność mieszkańców w ich wodza szczególniej w Najświętszej Pannie del Pilar była tak wielką, że nietylko za zbliżeniem się wójsk francuzkich żaden miasta nie opuścił, ale nawet wszy­stko z okolic garnęło się tłumem do Saragossy, co spra­wiło później morową zarazę. 

Każda część fortyfikacyi miała swego dowódzcę i od­dzielną załogę. Mieszkańcy byli wolni od służby, lecz na głos dzwonu na wieży miejskiej powinni się byli stawić w miejscach zbioru. Biada temu kto się nie stawił, bo nie zwierzchność, ale samo go pospólstwo karało.


 

Gdy marszałek Moncey oczekiwał nad Xalon na po­siłki, jenerał dowodzący artyleryą francuzką Dedon, spro­wadził z Pampeluny 60 ciężkich dział, i wielką liczbę pocisków, do Tudeli pociągami, a ztamtąd dalej kana­łem.

Jenerał inżynierów Lacoste przysposobił 20,000 sztuk narzędzi, 100,000 worów, do 4,000 koszów i mnóstwo faszyn. W Alagon założono wszelkie magazy­ny, piekarnie i lazarety.

Dnia 19go grudnia nadciągnął nakoniec na wzmo­ cnienie nas korpus 5ty pod dowództwem marszałka Mortier, wynoszący 18,000 ludzi. Składały go dwie dywizye jenerałów Gazan i Suchet. Korpus ten z przezna­ czenia swego miał należeć tylko do niezbędnych dzia­łań pod Saragossą. Korpus trzeci, który liczył 14,000 ludzi, złożony z trzech dywizyj (Grandjean, do której należały pułk 2gi i 3ci polskie, Musnier w której był pułk lszy i Moriot) mial uskuteczniać wszystkie czynności oblę­ żenia. Armia ta miała sześć kompanij artyleryi, ośm kompanij saperów, trzy minerów i czterdziestu oficerów in­ żynierów. Wojska które oblegały najogromniejsze nawet twierdze w Europie, nie były tak zaopatrzone.

Dywizya Gazan przeszła zaraz 19 grudnia na lewy brzeg Ebru, w pobliskości miasta Tauste, idąc na Castejon i Zuera, stanęła dnia 20 w Villanueva nad Gallego; dywizya Sucheta pociągnęła prawym brzegiem, Ebru, i stanęła te­ go samego dnia przy klasztorze Śgo Lamberta o pół mili od Saragossy.

Trzeci korpus udał się prawym brze­giem kanału. Marszałek Moncey postawił dywizyą jene­rała Morlot na płasko-wzgórzu naprzeciw zagłówka ka­nału.

Dywizye zaś Grandjean i Musnier przeszły na prawy brzeg Huerby.

Tak więc 20 grudnia Saragossanie w całej już sile mieli nieprzyjaciela pod miastem. Jedna tylko dywizya Sucheta spędziła z przed Św. Lamberta przednie straże Hiszpanów. Inne nasze kolumny nie spotkały nigdzie nieprzyjaciela. Jednakże zwiady jego wciskały się pomiędzy na­ sze obozy. Podporucznik pułku 3-go polskiego Berger, posłany był do marszałka Mortier, aby jako już obe­znany od pierwszego oblężenia z polem na lewym brzegu rzeki, był mu pomocnym; w małej tej przestrzeni schwytany i wraz z eskortą huzarów zamordowanym został.

Przed rozpoczęciem działań oblężenia było rzeczą niezbędną zająć Moute-Torero. Umyślono szturmem zdo­być tę pozycyą, i dzieło na niej wzniesione. Jenerał Laeoste ułożył plan ataku.

Trzysta robotników polskich i tyleż francuzkich z puł­ków dywizyi jenerała Grandjean, wysypali przez noc bateryą na wzgórku który panował nad dziełem nieprzyjacielskiem.

Dnia 21go rano rozpoczęto z niej ogień. Brygada jenerał Laval złożona z pułków 44-go i 3go pol­skiego, zrobiła demonstracyą ataku na front nieprzyja­ciela, którego od niej oddzielał kanał. Brygada zaś je­nerała Habert składająca się z pułków 14 i 2 polskiego, przeszła kanał popod wodociągiem, który zajęła dniem wprzódy nad wieczorem. Granat puszczony z bateryi naszej do dzieła nieprzyjacielskiego wysadził w niem wóz amunicyjny. Jenerał Habert korzystał z nieporząd­ku który spalenie prochu sprawiło, posunął się nagle i natarł od strony miasta na szyję dzieła. Atak ten śmia­ły zmusił nieprzyjaciela do ucieczki. Trzy działa które broniły dzieła, i 70 niewolników zostało w ręku zwycięzców.

Gdyby nie szczególniejsza przyjaźń Palafoxa dla je­nerała Saint-Marc, który bronił Monte-Torero, byłby go spotkał ten sam los, jaki miał dowódzca tej pozycyi po postradaniu jej w pierwszem oblężeniu.

Gdy nacierano na Monte-Torero, kolumna oddzielona z dywizyi jenerała Morlot, posunęła się ponad brzegiem Huerby, przeszła kanał popodj wodociąg, przez który krzyżuje się z tą rzeką, i od tyłu wpadłszy, wzięła za­ główek przy śluzach. Nieprzyjaciel zostawił w nim dwa działa.

Podczas tych działań jenerał Gazan miał natrzeć na przedmieście na lewym brzegu. Atak ten zrobiono na próżno, to jest: już po wzięciu Monte-Torero.

Nieprzy­jaciel przeto odetchnąwszy na prawym brzegu, mógł się wzmocnić na przedmieściu. Jenerał Gazan wyszedłszy z Villanueva odparł pułk Szwajcarów, który znalazł rozstawiony pomiędzy oliwami przed przedmieściem. Dowódzca Szwajcarów Fleury co­fnął się i zajął wieżę zwaną arcybiskupią, leżącą o 300 sążni od przedmieścia. Francuzi wyparowali go stamtąd.

Trzysta Szwajcarów zakłuto lub wzięto w niewolą. Poczem jenerał Gazan wysłał z pięciuset granadyerów uformowaną kolumnę, pod protekcyą jednej brygady, aby opanować bateryą, którą nieprzyjaciel trakt prowa­dzący do przedmieścia przeciął. Ogień kartaczami i strzelba piechoty ukrytej za strzelnicami, wstrzymały za­ pęd Francuzów .

Jenerał Gazan dwa razy jeszcze powtarzał atak, zawsze w jedno miejsce. Opór nieprzyjaciela coraz był śmielszym. Nakoniec nacierający musieli odstąpić. Prze­szło 400 ludzi stracili Francuzi w krwawej tej rozprawie.

W dniu tym armia nasza była świadkiem smutnego zdarzenia. Po zajęciu Monte-Torero żołnierz jeden z puł­ ku 14 postrzegł w dywizyi jenerała Musnier pułk w któ­rym miał brata. Niewidział go od czasu rozstania się z nim w domu. Pyta się o niego, znajduje go; obarzu­cają się w swe objęcia. Wtem kula armatnia wystrze­lona z miasta przeszywa obudwóch.

Jenerał Gazan przystąpił później do opasania przed­mieścia. Jedna brygada zajęła miejsce po prawej stro­nie drogi od Zuera, druga po jej lewej.

Dwa bataliony strzegły mostu na Gallego, na drodze do Tortozy. Na błotnistem tam polu dały się łatwo porobić zalewy, które większą część frontu zabezpieczały od wycieczek oblężeńców.

Na prawym brzegu dywizya Sucheta stanęła między górnym Ebrem a doliną Huerby. Tę dolinę zajęła dy­wizya Morlot, dywizya Musnier zajęła wzgórki Monte-Torero. Na jej prawem skrzydle stanęła dywizya Grand-jean, opierając swoje prawe o Ebro. Zaczęto zaraz ro­botę mostu na górnym Ebro, dla ułatwienia korpusom komunikacyj.

Jenerał Lacoste rozpoznał nieprzyjacielskie dzieła, poczem postanowiono trzy ataki: pierwszy na zamek Aljaferia; cel jego miał być tylko ścieśnienie nieprzyja­ciela i zagrożenie mu w tej najważniejszej stronie; drugi na zagłówek Huerby; trzeci na klasztor ś. Józefa, punkt najsłabszy, gdyż za tem odosobnionem dziełem, mur tylko bez tarasu służył za obwód miastu.

W nocy z 29 na 30 grudnia, zaczęto we wszystkich trzech atakach przykopy. Równoległa ataku prawego była oddalona o 160 sążni od ś. Józefa; średniego o 140 od zagłówka.

Nazajutrz posłał marszałek Moncey do jenerała Pa-lafoxa, proponując mu kapitulacyą. W przełożeniu tem wyrażał, że dwa korpusy opasały Saragossę po obu- dwóch brzegach, że Madryt już się poddał, że Napoleon na czele licznych wojsk postępuje w głąb Hiszpanii, aby wypędzić z półwyspu Anglików i zająć resztę prowincyi; że bolesną byłoby rzeczą, wystawić miasto zamożne i mieszkańców tyle walecznością wsławionych na klęski oblężenia. Ofiarował nakoniec miastu kapitulacyą, która zabezpieczała osoby, majątki i uszanowanie dla religii.

Palafox odpowiedział: że fortyfikacye Saragossy były jeszcze nienaruszone, lecz gdyby nawet były zburzone, mieszkańcy z załogą woleliby zagrzebać się ra­czej w gruzach miasta, aniżeli się poddać.

Oblężeni chcieli 31 grudnia zrobić wielką wycieczkę na całą linji naszych ataków i wesprzeć ją ogniem z wałów. Jedna kolumna wypadła zakrytą drogą ś. Józefa i rzuciła się między Ebro a równoległą pra­wego ataku, chcąc ją okrążyć; kompanije woltyżerskie pułków 14go i 2go polskiego, postawione w tem miej­scu, odparły ją żywo na powrót. Druga kolumna, na lewo tejże równoległej wysłana, nie była szczęśliwszą. Warty pułków 14go i 2go polskiego wypadły z przykopów, kilku Hiszpanów zostało zabitych, jeden kapitan i kilku ludzi pojmanych. Porucznik Fiałkowski był w tej rozprawie rannym. Na równoległą średniego ataku na próżno usi­łował nieprzyjaciel wydobyć się; musiał zaniechać za­miaru. Równoległą przed zamkiem atakowały po kilkakroć natarczywie gwardye Wallonow, zawsze jednak bez­ skutecznie; lecz oddział huzarów Olivenza, ponad sam brzeg górnego Ebru wysłany, napadł na woltyżerów francuzkich i wysiekał ich.

Dnia 2 stycznia (1809 roku) gdy druga równoległa ledwie odznaczoną została, nieprzyjaciel zrobił na nią kilka wycieczek. W średnim i prawym ataku oblega­jący stracili kilkunastu ludzi, ale za każdą razą odparli go do miasta.

W tymże samym czasie wyszła przedmieściem prze­ciw dywizyi Gazan kolumna złożona z piechoty, konnicy i artyleryi, chcąc oswobodzić drogę walencką; wszczęła się walka, niedługo jednak wachało się zwycięztwo. Hi­szpanie musieli się cofnąć w nieporządku.

Marszałek Mortier odebrał rozkaz udać się do Calatajud z dywizyą Sucheta. Niespodziewane to zdarze­ nie osłabiło armię naszą o 9000 ludzi w najważniejszych chwilach. Wszystkie więc działania na prawym brze­gu Ebru spadły na sam trzeci korpus, którego dowództwo po marszałku Moncey objął jenerał Junot. Nieliczna dywizya Morlot zajęła przestrzeń po dywizyi Suchet, a część dywizyi Musnier przeszła na lewy brzeg Huerby. Cztemastotysięczny korpus ten, osłabiły jeszcze oddziały, które trzeba było wysyłać dla wyszukiwania żywności i furażów, czego zbrojną tylko siłą można było dopiąć.

Oddziały te musiały być koniecznie mocne, inaczej mordowano je po drogach. Wprawdzie palono wioski, w których się to zdarzało, ale środki te niszcząc kraj, nieuśmierzały zaciętości mieszkańców. Jątrzyła się tyl­ko coraz bardziej z obu stron chęć zemsty. Cała wojna brała postać okropnego pustoszenia.

Przykopy w dwóch rzeczywistych atakach posu­wano ile możności. Noce były ciemne; zima zwykle w A- ragonii dżdżysta, była tą razą bez śniegu i deszczu; po­ ranki mgliste ukrywały nasze działania. „Wszystko na nie­ szczęście," — mówi pisarz hiszpański— „sprzysięgło się na nas *).“

Nieprzyjaciel za pomocą świecących kul sta­ rał się odkrywać w nocy nasze prace. Ogień z miasta był ciągle silny; szczególnie gdy w prawym ataku koń­ czono drugą równoległą, cała baterye miotały pociski na robotników. Część tej pracy wykonano za pomocą lotnych koszokopów (sape volante). Nieprzyjaciel zaczął przeciw przykopy na lewym brzegu Huerby, dla zaj­ mowania z boku naszych wężyków (zigzags) po prawym jej brzegu. Jenerał Lacoste posunął swoje przykopy ku niemu i zmusił go do zaniechania tej roboty. Im więcej prace postępowały, tem bardziej zwięk­szał nieprzyjaciel swe ognie działowe i ręczne. Gra­dy kamieni i granatek posyłał z moździerzy do na­ szych równoległych. Każdy dzień kosztował nas oko­ ło 30 ludzi. W drugiej równoległej porobiono, za po­ mocą worów ziemią napełnionych, strzelnice; z tych roz­ stawieni strzelcy nasi razili artylerzystów nieprzyjacielskich; musieli worami z wełną zastawiać strzelnice swoje.

Dnia 9 stycznia wieczór, zostały ukończone i uzbro­jone cztery baterye przeciw klasztorowi śgo Józefa i tyleż naprzeciw zagłówka.

Nazajutrz rano, 32 dział, z których ośm moździerzy, zaczęły ogień. Artylerya nie­ przyjacielska odpowiedziała silnemi strzały z dwóch dział zagrożonych; łatwo jednak działa nasze skruszyły po­ wleczenie z cegły przedpierśnia i strzelnic, tak, źe wie­ czór już ucichły działa nieprzyjacielskie. Z klasztoru S. Józefa, którego mury strzałami nadwerężone groziły za­ sypać obrońców, wyprowadzono artyleryą w nocy do miasta. Hiszpanie odrzucili ile możności gruzy od wy­ łomu.

O północy 200 ludzi zrobiło wycieczkę z ukrytej drogi na lewo ś. Józefa. Puścili się oni z największą odwagą na jednę naszą bateryą, lecz dwa czteroftmto-we działa, postawione przy prawem zakończeniu dru­giej równoległej, zaczęły ogień w skrzydło tej kolu­mny, gdy tymczasem baterya atakowana siała na nią kartaczami. Oddział ten straciwszy 50 ludzi, cofnął się napowrót.

Dnia 11 rano baterye nasze zaczęły na nowo ogień. Wyłom do ś. Józefa osądzono gotowym do przejścia.

Szturm do niego nakazano na wieczór. Wyłom w za­ główku nie był jeszcze dostatecznym. Postanowiono więc zrobić tylko w tem miejscu fałszywą demonstracyą ata­ ku, dla zwrócenia uwagi oblężeńców.

Hiszpanie osadzili przeszło trzema tysiącami ludzi klasztor ś. Józefa. Droga zakryta przed rowem otacza­ jącym to dzieło, opasawszy trzy tego czworokąta na widok nieprzyjaciela wystawione ściany, ciągnęła się jeszcze wzdłuż brzegu Huerby.

O godzinie czwartej, dwa, pod protekcyą czterech kompanij nie daleko lyścia Huerby postawione polowe działa, zaczęły słać strzały w drogę tę zakrytą, w podłużnym jej kierunku. Niespo­dziany ten ogień mięsza nieprzyjaciela. Tymczasem 250 woltyżerów polskich z pułków 2go i 3go, tyleż z francuzkich 14go i 44go, mając na swem czele podpułko­ wnika z pułku 14 Stalil, wypadają naraz zrównoległej do wyłomu. Już się spuścili do rowu, lecz ośmnaście stóp głębokości i spadzistość pionowa eskarpy, niedo- zwalają im wydobyć się na drugą stronę.

Gdy jedni przystawiają drabinki, drudzy usiłują rowem okrążyć dzieło i przez szyję dostać się do niego. Wtenczas napotykają mostek drewniany, po którym nie­ przyjaciel przechodził do drogi zakrytej, a który zanie­ dbał zniszczyć; rzucają się nań, a gdy się wewnątrz ych gruzów dostają, druga część kolumny w owym czasie wydobywa się na wyłom. Pułkownik Arzu i 100 ludzi wzięci są w niewolą, reszta ginie lub do miasta ży­ cie unosi. Porucznik z pułku 2go Sośnicki j uż wewnątrz kla­ sztoru był rannym. Zresztą strata zwycięzców mało by­ła znaczącą. Po wzięciu śgo Józefa, pracowano, aby się usado­mić w szyi tego dzieła. Zaczęto trzecią równoległą nad brzegiem Huerby, po obu bokach tego klasztoru. Rzeczka ta i jej spadziste wysokie brzegi, zabezpieczały nas w prawym ataku od wycieczek.

Nieprzyjaciel wystawił z miasta naprzeciw ś. Józe­fa sześć dział; z nich zaczął obalać te zwaliska, obrócił także przeciw nim artyieryą z zagłówka. Jenerał Dedon wysypał zaraz w trzeciej równoległej dwie baterye, dla ugaszenia ogniów z miasta i razem dla otwar­ cia wyłomów w obwodzie.

Dawniej już przeciw zagłówkowi baterye nasze wy­ sypane, tłukły ciągle to dzieło. Teraz wzniesiono jeszcze jednę o czterech granatnikach, na lewo prawego ataku, w kierunku na komunikacye zagłówka z miastem.

Usiłowano dostać się aż do przeciw-skarpy tego dzieła, za pomocą koszokopów pełnych i podwójnych, lecz zamysł ten pod niezmiernym ogniem artyleryi nie dał się uskutecznić.

Dnia 15-go rano baterya granatników zaczęła ogień. Nieprzyjaciel wyprowadził resztę dział z zagłówka. O godzinie 8-mej wieczór kapitan Milberg w 40 woltyżerów pułku I-go polskiego i kilku saperów, wypada z przykopów, spuszcza się do rowu 10 stóp głębokiego, który otaczał dzieło. Nieprzyjaciel zapala przysposobioną minę , lecz ta niedokładnie założona nie czyni zamierzone­ go skutku.

Nacierający dostają się aż do ganku (berme) przedmieścia, tam się sadowią i rzęsistym ogniem zmuszają nieprzyjaciela ustąpić z dzieła. Hiszpanie wysadzili most Huerby za sobą. Atak ten kosztował nas tylko trzech ludzi. Pracowano zaraz nad usadowieniem się w zdobytem dziele i zaczęto od niego trzecią równoległą; nią połączyły się oba rzeczywiste ataki.

Tak więc nieprzyjaciel stracił już w stronie zagrożonej wszystkie przedmiejskie dzieła. Słaby tylko jeszcze sznur bez tarasu, był obwodem części tej miasta. Nie ugięło to jednak umysłu Aragończyków, którzy nie tyle posiadali ufności w fortyfikacjach, ile w domach miasta; w nich mniemali się niezwyciężonymi. Podwoili pracy aby je obwarować, zwiększali liczbę strzelnic, każdy dom w szczególności robili miejscem obronnem. Mieszkańcy musieli ustępować z domów bliższych obwodu. Wszystko się cisnęło ku środkowi miasta.

Już się dawały widzieć początki morowej zarazy. Od ośmiu dni trwało ciągle bombardowanie. Piwnice były miejscem schronienia; kobiety chcąc zapomnieć o swojej niedoli i szukając pocieszenia, schodziły się u krewnych i przyjaciółek, a tak w małej i niskiej piwniczce często 20 osób sypiało i jadało. Lękając się niepewnych przypadków od bomb, nie­ śmiały wychodzić na ulicę, gdy tymczasem w zamknięciu na nieochybną się śmierć wystawiały. Palenie w nocy i we dnie oliwy w lampach, wilgoć, skażone powietrze, często zatykanie małych nawet piwnicznych okienek, grube jadło osób do niego niezwyczajnych, bojaźń, silne umysłu poruszenia, musiały utworzyć gorączki. Zaraza szerzyła się nagle, wkradła się i między wojsko. Zewsząd śmierć groziła obrońcom. Jenerał Palafox chcąc ich pocieszać nadzieją prędkiego oswobodzenia głosił wiadomości pomyślne.

Dnia 16-go wieczór w całym naszym obozie słyszeliśmy z miasta muzykę i okrzyki radosne, tudzież salwy artyleryi i ręcznej broni, we wszystkich częściach obwodu.
Nieszczęśliwi ci uwierzyli, że sprawa ich wzięła najpomyślniejszy obrót w Hiszpanii. „Reding miał zniszczyć korpus jenerała Saint-Cyr, Lazan wkroczył do Francyi, La Romana i Black znieśli wojsko Napoleona, wzięli mu 20,000 w niewolą i odcięli go zupełnie. Ney i Berthier zginęli. Aby wywieść oblężonych z błędu, nasze działa potroiły ogień. Całą noc wrzał łoskot bomb i granatów pękających wśród murów miasta natłoczonego ludem.

Lecz w istocie nasze położenie było bardzo smutne. Cała Aragonia powstała, wszędzie się uzbrajano; otoczeni zewsząd, na pewny głód byliśmy wystawieni. Od początku oblężenia jenerał Vathier zostawał w Fuentes, z kolumną złożoną z jedenastu kompanij wyborczych francuzkich, jednej polskiej i 600 koni 4-go pułku huzarów i polskich ułanów. Ztamtąd dosyłał do obozu żywność i uważał nieprzyjaciela od drogi Tortozy.

Pięć tysięcy powstańców posunęło się aż do Belchite; jenerał Vathier rusza ku nim, 200 zostaje wykłutych, reszta rozprasza się lub uchodzi. Jenerał Vathier goni ich aż do Ixaz, ztamtąd posuwa się do Alkaniz nad rzekę Guadalope. Powstańcy zniszczyli most i obsadzili mury strzelcami. Porucznik Le Brun z kompanią woltyżerów puł­ku 3go polskiego, będąc w przedniej straży, przechodzi rzekę w bród pod gęstym ogniem nieprzyjaciela i wdziera się do miasta. Kolumna wkracza za nim. Nieprzyjaciel zmuszony cofa się. Jednakże ta pomyślna wyprawa nie rozbroiła całej Aragonii. W górach Siera de la Muela zwiększały się kupy ludu codziennie.

Nasze zakłady, lazarety, magazyny, były zagrożone. Górale od Soria zbliżyli się w znacznej sile ku Tudeli, która była najważniejszym punktem komunikacyj naszych z Pampeluną. Droga ta napełniona była powstańcami. Bracia jenerała Palafox, Franciszek i margrabia de Lazan, ściągali wojska liniowe z Walencyi i z Katalonii. Wszystko co jeszcze zostało w Aragonii a mogło broń dźwigać, przypinało wstążkę czerwoną z napisem: Umrzeć lub zwyciężyć za Ferdynanda VII, i garnęło się pod ich cho­rągwie. Armia ta, do 20,000 wynosząca, zajmowała całą okolicę między Villafranca, Luciniena i Zuera, prawie oblegała dywizyą Gazan, a oddziały, które wysyłała ku Caporoso, zabierały nam konwoje.

Za pomocą palonych ogniów po górach i rac puszczanych z miasta, oblężeni porozumiewali się z armią odsieczną. Pomimo grasującej zarazy i utraconych dzieł przed­ miejskich, zapał wojenny Saragossanów, którzy widzieli ognie obozowe wojska chcącego ich oswobodzić, zwiększał się co chwila.

Dnia 17 stycznia ośmdziesiąt Hiszpanów, mając na czele kapitana Don Marianno Galin­ do, zrobili wycieczkę w nocy, przebyli drugą równoległą i dostali się aż do pierwszej, chcąc zagwoździć bateryą moździerzów. Odpartym, warty nasze nie dozwoliły już powrócić przez drugą równoległą. Prócz trzech oficerów i kilku ludzi, wziętych w niewolą, wszystko z tego oddziału zginęło. Oblężeni wysłali w górę Ebru statki kanonierskie, które chciały z boku w przedzamkowe nasze równolegle siać strzały. Postawionych jednak kilka dział polowych, zmusiły pływające te baterye do ustąpienia.

Dnia 22 znowu nieprzyjaciel zrobił na wszystkich punktach wielką wycieczkę̨. W ataku prawym odebrał dom przedmiejski, który już̇ za Huerbą był zdobyty, spalił go i opuścił; w średnim przebył równoległą, zagwoździł nam dwa działa, zabiwszy kilku artylerzystów i kilku Polaków do służby artylerii dodanych. 

Najgroźniejszym jednak był głód dla armii naszej. Żołnierz był po kilkakroć na pół racyi chleba, mięsa brakło zupełnie. Mieszkańcy chroniąc się̨ do Saragossy przed jej opasaniem, unieśli żywność z sobą̨. Pókiśmy byli silniejsi, można było, chociaż z trudnością̨ wydobyć coś jeszcze po wsiach. Lecz od czasu oddalenia się̨ dywizyi Sucheta, kiedy na oblężenie pięćdziesiąt tysiącznej załogi zostało 22,000, było niepodobieństwem wysyłać́ od działy, a konwoje wyprawiane z Pampeluny częstokroć zabierał nieprzyjaciel. Wprawdzie kilka jeszcze tylko dni było potrzeba, aby mieć́ już̇ do miasta wyłomy. Chciano ich zrobić́ cztery. Przy waleczności wojsk oblegających było prawie rzeczą̨ niepodobną, aby się̨ szturm chociażby na jeden z nich nie udał; lecz to, co kończy zwykle wszystkie oblężenia, nie było dostateeznem na po konanie Saragossanów. W pierwszem już̇ oblężeniu, po dwudniowej wśród miasta najkrwawszej walce, nieprzyjaciel przez ośm dni zostawał z nami na jednej ulicy, niedopuścił nam dalej postąpić́; on zajmował jednę jej stronę̨, my na drugiej kilka domów dzierżyliśmy. Czegóż̇ się̨ teraz trzeba było spodziewać się, kiedy oblężeni wszystkie poczynili przygotowania, aby bronić́ każdego domu osobno. 

Przybycie na koniec marszałka Lannes dnia 22 stycznia, wyrwało armią naszą z jej smutnego położenia. Wtenczas dopiero istotnie nastąpiło tak potrzebne połączenie obu korpusów pod jednem dowództwem. Marszałek Mortier odebrał rozkaz powrócić́ z Calatajud z dywizyą Sucheta, przeszedł nalewy brzeg Ebru, spotkał pod Perdiguera przednią straż̇ Franciszka 1’alafoxa. Ta cofnęła się̨ ku kaplicy Najświętszej Panny Magallon, gdzie stał dziesięciotysięczny korpus. Wojsko to, w części z świeżych zaciągów złożone. Miało dawnych oficerów; przytem wsparte przez kilka pułków wojska liniowego, stawiło się się̨ mężnie. Marszałek Mortier uderza nań́ z najeżonym bagnetem, spędza go z pozycyi i posyła za nim konnicę. Nieprzyjaciel stracił do 100 i ludzi, dwie chorągwie i cztery działa. W drugiej stronie pułkownik Gastier uderza z trzema batalionami na Zuera, rozpędza do 3000 ludzi, i bierze miasto. Jedna armata dostała się̨ w jego ręce. Natenczas marszałek Mortier wysyła oddziały do Sariniena, Pina i Huesca, i rozprasza resztę̨ armii nieprzyjacielskiej. Odtąd jenerał Suchet z częścią̨ swojej dywizyi był w ciągłym ruchu, aby prze szkodzić́ łączeniu się̨ powstańców. Gdy tak kolumny francuskie usiłowały zniszczyć armią odsieczną, prace oblężenia posuwały się̨ ciągle z największą̨ czynnością̨; w trzech miejscach spuszczono przykopy do koryta Huerby. Na rzeczce tej stanęły mostki z zasłonami wzniesionymi z koszów i faszyn. 

W prawym ataku zrobiono plac broni, już̇ za Huerbą, aby można ustawić́ kolumny, które miały uskutecznić́ szturm do miasta; w średnim, sto granadyerów z pułku 115, przeszedłszy w nocy na lewy brzeg Huerby, uderzyli na mur ogrodu łączącego się̨ z miastem. Poczta hiszpańska broniąca tego muru, ujrzawszy w własnych strzelnicach broń nieprzyjacielską, przerażona uszła do miasta. Sto robotników polskich rozpoczęli zaraz pod ciągłym ogniem nieprzyjaciela w skalistem tem miejscu wykop, aby przededniem zabezpieczyć́ komunikacye z prawym brzegiem Huerby. Trzy razy oblężeńcy usiłowali odpędzić́ nas stamtąd, trzy razy warta wspólnie z robotnikami odparła ich na powrót. W ataku lewym zaczęto drugą równoległą o 80 sążni od zamku. 

Ukończono na ostatek ośm nowych bateryj w obranych najszczęśliwiej przeciw miastu punktach. 

Dnia 26 stycznia (1809 r.) 50 dział zaczęło od rana kruszyć́ mury obwodu. W prawym ataku robiono trzy wyłomy: dwa naprzeciw śgo Józefa, a jeden w klasztorze ś. Augustyna, leżącym miedzy Porta Quemada i dolnym Ebrem; w średnim, jeden do klasztoru Santa Engracia. Przytem działa nasze tłukły wszystkie baterye nieprzyjacielskie, leżące w tej części miasta. Baterya przy ujściu Huerby wysypana sięgała do mostu, i aż̇ do niego strychowała całe przybrzeże. 

Artylerya z miasta odezwała się się̨ zrazu silnie, lecz niebawem cześć́ jej ucichła. Już̇ skruszono miedze (merlons) u bateryj miejskich; artylerzyści hiszpańscy zasłaniali się̨ tylko worami wypełnionemi wełną. 

W nocy, w prawym ataku opanowano młyn wielki oliwny, już̇ pod samym murem obwodu przy jednym z robiących się̨ wyłomów leżący, i zabezpieczono do niego komunikacye. Oblężeńcy zaś́ wznosili szańce za wyłomami.

Nazajutrz (27 stycznia) postanowiono przypuścić́ szturm do miasta. Zaraz od rana zaczęły na nowo miotać́ ogień́ baterye nasze. W południe stanęło pod broń wojsko. 

W prawym ataku wyłom do klasztoru Augustyanów nie był ostatecznie wyrobionym, lecz dwa inne naprzeciw śgo Józefa były gotowe do przejścia. Kompanie woltyżerskie pułku 14go i 2go polskiego, zebrane w zajętym młynie oliwnym pod dowództwem podpułkownika pułku 14go Stahl, puszczają̨ się̨ do wyłomu zrobionego po prawej ręce za klasztorem śgo Józefa.

Nieprzyjaciel zapala dwie przed wyłomem przysposobione miny. Nie wstrzymuje to nacierających. Podporucznik Dobrzycki Mikołaj, który we 25ciu woltyżerów pułku 2go poprzedza szturmującą kolumnę̨, wpada na wyłom, lecz spostrzega nowo wzniesiony szaniec uzbrojony we dwa działa. Te miotają̨ ciągle kartaczami. Dzwon ogłasza mieszkańcom potrzebę̨, wszystko napełnia pobliskie domy, zajmuje strzelnice. Grad kul i granatek pada z okien i z dachów.

Podporucznik Dobrzycki dwiema kulami zostaje przeszyty; tak rannego wynoszą̨ z wyłomu. Oddziału jego część́ ginie, druga, wsparta całą już̇ kolumną, ciśnie się̨ naprzód, aby przebyć́ szaniec, lecz po doznanej wielkiej stracie, musiano się̨ na koniec cofnąć́. Wtenczas usiłowano przynajmniej usadowić́ się̨ na wyłomie. Niezliczona ilość́ rzuconych granatek zaledwie dozwoliła ukończyć́ tę pracę. 

Atak na wyłom lewy za świętym Józefem nie doznał tak wielkiego oporu; kolumna do tego szturmu przeznaczona, składała się̨ z woltyżerów pułku 44go i 3go polskiego. Porucznik Fryderycy z trzydziestu woltyżerami polskimi formował oddział poprzedni. Kolumna ta dostaje się̨ na wyłom, zajmuje zaraz dom naprzeciw stojący, w którym artylerya nasza zrobiła otwór. Wybijając drzwi i kując otwory w murach, przedziera się̨ na lewo, aż̇ do domów przypierających do najbliższej uliczki, a na prawo aż̇ do jednego dziedzińca, na który wymierzone były dwa nieprzyjacielskie działa. Te dopiero wstrzymały kolumnę̨.

Przed bateryami miejskiemi, które oblężeńcy mieli przy dolnem przybrzeżu Ebru, był domek odosobniony, zkąd nieprzyjaciel odkrywał w tył za sobą̨ wyłom w klasztorze śgo Augustyna. Podpułkownik Bajer z czterema kompanijami pułku 2go polskiego, miał w tymże dniu dom ten opanować́. Dwa razy go zajął, i dwa razy, dla ognia artyleryi i piechoty nieprzyjacielskiej, musiał z nie go ustąpić́. Atak ten wiele nas ludzi kosztował; w liczbie zabitych był dodany tej kolumnie kapitan od inżynierów; w liczbie rannych podpułkownik Bajer i kapitan Matkowski; ten ostatni został w ręku nieprzyjaciela (umarł na drugi dzień́ po poddaniu się̨ Saragossy). Dom ten może byłby został w naszym ręku, gdyby Polacy byli przestali na tej zdobyczy, a nie darli się̨ do dwóch bliskich bateryj, które w jedenaście dział były uzbrojone. 

To się̨ działo w dniu szturmu do miasta, w ataku prawym.

Dnia 26 stycznia (1809 r.) 50 dział zaczęło od rana kruszyć́ mury obwodu. W prawym ataku robiono trzy wyłomy: dwa naprzeciw śgo Józefa, a jeden w klasztorze ś. Augustyna, leżącym miedzy Porta Quemada i dolnym Ebrem; w średnim, jeden do klasztoru Santa Engracia. Przytem działa nasze tłukły wszystkie baterye nieprzyjacielskie, leżące w tej części miasta. Baterya przy ujściu Huerby wysypana sięgała do mostu, i aż̇ do niego strychowała całe przybrzeże. 

Artylerya z miasta odezwała się się̨ zrazu silnie, lecz niebawem cześć́ jej ucichła. Już̇ skruszono miedze (merlons) u bateryj miejskich; artylerzyści hiszpańscy zasłaniali się̨ tylko worami wypełnionemi wełną. 

W nocy, w prawym ataku opanowano młyn wielki oliwny, już̇ pod samym murem obwodu przy jednym z robiących się̨ wyłomów leżący, i zabezpieczono do niego komunikacye. Oblężeńcy zaś́ wznosili szańce za wyłomami.

Ataku lewego na zamek już̇ teraz zaniechano zupełnie. Tu się̨ zaczyna wojna wewnątrz miasta. Kuto komunikacye w zajętych domach według naszej potrzeby, tarasowano te, które nieprzyjacielowi w jego położeniu były dogodne, ale po zdobyciu tych domów, już̇ dla nas stały się̨ szkodliwemi; otwierano przeciwnie przyjacielowi strzelnice, zasłaniano się worami ziemią lub wełną napełnionemi, gdzie tego wymagała potrzeba. 

W nocy nieprzyjaciel atakował Santa Engraeia, a szczególnie zdobyte domy na prawo tego klasztoru, wszędzie jednak został odpartym. Prawie zawsze, gdy oblegający w miesicie posuwali się̨ naprzód, nieprzyjaciel dzwonił na trwogę̨, zbierał się̨, i usiłował odzyskać́ stratę, która poniósł, i niekiedy wyparł warty nasze, jeżeli nie było czasu zatarassować niepotrzebne otwory i okna, porobić́ strzelnice, i wznieść́ zasłonne ściany na ulicach, dla utworzenia komunikacyi z domami po drugiej stronie leżącemi.

Marszałek Lannes posłał do jenerała Palafoxa donosząc mu, że wojska francuskie wkroczyły do prowincji Mancha, że angielskie zmuszono do zajęcia statków dla odwrotu, że od oceanu i Pireneów aż do Siera Morena Francuzi byli panami w Hiszpanii; zadał, aby jenerał Palafox wysłał jednego oficera od siebie, dla przekonania się o tem. Do powrotu zaś́ tego oficera miały być́ zawieszone kroki nieprzyjacielskie. 

Już w miesicie dał się̨ czuć niedostatek żywności, mięsa już wcale nie było, kura kosztowała pięć piastrów (45 złotych polskich), bombardowanie trwało już od trzech tygodni, zaraza szerzyła się straszliwie, około 350 ludzi umierało codziennie, nie licząc tych, którzy ginęli od przypadków wojny; lazarety i mnóstwo w tym celu dodanych jeszcze domów, były przepełnione, ryż był jedynym środkiem dla utrzymania chorych, a słoma całą ich pościelą; dla braku lekarstwa i przez zepsute powietrze, najlżejsza rana w kilka dni zmieniała się w gangrenę, każdy skaleczony widział pewną i okropną śmierć dla siebie. Zabrakło już ziemi na chowanie trupów, kopano obszerne rowy po ulicach i w dziedzińcach, do nich zwożono je z przed kościołów, gdzie je pozostała rodzina składać była winna. Stosami leżały przed każdym kościołem obwinięte tylko w prześcieradła trupy; często rozszarpane i rozrzucone przez bomby, sprawiały najokropniejszy widok. 

Oblegający już byli w mieście, nadziei posiłków już prawie nie mieli Saragossanie. Kule armatnie kruszyły obrończe zapory; pod domami już podkładano miny, bomby sięgały do najodleglejszych części miasta, a najokropniejsza zaraza grasowała w tych schronieniach, gdzie zniszczenia wojny nie mogły przedrzeć się̨; a przecież̇ Saragossanie zostali niewzruszeni. Stan ten nieszczęsny nie tylko nie ugiął ich umysłu, lecz owszem zwiększał zaciętość i rozpacz niezłomnych tych obywateli; nie wątpili oni o swej zgubie, ale łatwiej się̨ ze śmiercią oswajali, jak z wyobrażeniem uległości obcemu. Poprzysięgli zagrzebać się pod gruzami miasta, odrzucili wszystkie propozycje kspitulacyi. 

Jeżeli znaleźli się̨ niektórzy obywatele mniej tego gości mający, najniewinniejsze ich uskarżenie się karano jako zbrodnie. Nieszczęścia, które cieszyły i które się̨ ciągle zwiększać miały, rozjątrzyły umysły, zrodziły podejrzenia i nieufność. Kto się̨ użalał się na swe cierpienia, był zdrajcą, a oskarżenie było dowodem. Co rano spostrzegano osoby powieszone w nocy na szubienicach wystawionych na ulicy Cosso i w rynku zielonym. 

Oblegający nie przestawali przedzierać się ku środkowi miasta; obwarowanie domów, w których nieprzyjaciel zagrzebać się̨ niezłomnie postanowił, utworzenie z każdego osobnej forteczki, i wysypane baterye po ulicach, czyniły niepodobne zajęcie przez szturm miasta; zniszczałaby była armia nasza, nie zdobywszy nawet części onego. Postanowiono wiec brać dom po domie, ile możność zakładać́ miny, a tym sposobem niezrażać żołnierza przez zbyt wielkie i nagłe straty.

Przy bramie Quemada zajęli oblegający jeszcze kilka domów. Doświadczenie jenerała Lacoste, nabyte przy oblężeniu Kairu w Egipcie, gdzie także wśród domów walczono (po bitwie pod Heliopolis), było tu wielce pomocne mu, a przecież̇ dwa dni czasu potrzeba było, aby zająć dwa małe domki o jednem piętrze. W nich nie było izby, schodów, dachu, gdzie by nie leżeli zabici z jednej i drugiej strony. 

Zajmowanie takowych małych budowli nie zapewnia łoblegającym usadowienia się̨ w miesicie; potrzeba było zdobyć́ kilka klasztorów, w których by można było zabezpieczyć się. Od czterech dni baterye nasze robiły wyłom w klasztorze Augustyanów, a drugi w przypierającym do niego świętej Moniki.

Znalazłszy otwory te dosyć wyrobione, polecono szturm. Puściła się̨ kolumna Francuzka. Wzniesiony za wyłomem szaniec, ogień́ ze strzelnic i okien, ręczne granaty i pękające wkopane bomby sprawiły, że się̨ cofnęła od wyłomu, zasławszy go mnóstwem trupów.

Tak wiec szturm ten odparli oblężeńcy od wyłomu, kiedy w dwóch innych miejscach już od dwóch dni walczono wśród ulic miasta. Przy Santa Engracia zajęto na koniec po długich usiłowaniach jeden obwód domów, potem saper przebywszy uliczkę̨, dostali się̨ do dolnego piętra jednej budowli drugiego obwodu, lecz nieprzyjaciel dzierżył piwnice, dach i górne piętra tego domu; nie można go było wyparować. Dwieście funtów prochu podłożono w zdobytej jednej izbie i wysadzono dom na powietrze; wtenczas dopiero usadowiono się̨ w gruzach.

Po dwa razy nieprzyjaciel usiłował odzyskać́ klasztor Trynitarzów, lecz nadaremnie; jenerał Rostolant, który go bronił, był rannym w tej rozprawie. 

W prawym ataku zdobyto na koniec klasztor świętej Moniki, dostawszy się̨ doń otworem zrobionym od strony miasta za pomocą̨ murołomu (petard), a to, gdy w tym samym czasie atakowano wyłom tego klasztoru zewnątrz miasta. Nieprzyjaciel zaczął kopać́ minę od klasztoru śgo Augustyna, aby wysadzić́ klasztor świętej Moniki, lecz minery jego mniej byli biegli w swej sztuce; zrobiono przeciwminę̨ i uduszono ich dymem w podkopie, w ten czas, kiedy już nabój swej miny założyli. 

Na lewo prawego ataku trzeba było zdobyć́ jeszcze jeden dom, aby się̨ dostać́ do ulicy Quemada.

Dnia 30 stycznia wieczór warty nasze za pomocą̨ murołomu dostały się̨ do kuchni tego domu. W pobocznej izbie byli Hiszpanie. Obie strony wkładały broń w strzelnice przedzielającego je muru i strzelały do siebie; Hiszpanie przez komin spuszczali granaty, walczono po wszystkich piętrach, pod dachem, i znowu spuszczano się̨ do piwnic. Po dwu dniach takiej bitwy musiano Hiszpanom dom zostawić́ i zaprzestać́ walki.

Przy Santa Engracia wysadzono minami kilka domów na prawo i na lewo ulicy tegoż̇ nazwiska. Kapitan Żukowski z grenadyerami pułku I-go rzucił się̨ zaraz, aby opanować́ te gruzy. Nieprzyjaciel zajmujący pozostałe jeszcze szczątki budowli odparł go za pierwszem natarciem, lecz za drugiem usadowił się̨ Żukoioski w tych zwaliskach. Trzynastu Hiszpanów było w nich zagrzebanych, jeden oficer był jeszcze przy życiu. Miny nie działały tyle na umyśle Saragossanów ile się̨ spodziewano; małych nawet szczątków domów wysadzonych nie opuszczali, a ich ogień często gruzów nawet opanować niedozwalał. Oblężeńcy ropoczęli z dwóch bateryj ogień na klasztor Trynitarzów, który formował ostateczny lewy punkt ataków naszych. Zrobili w nim wyłom.

Dnia 31 stycznia po południu pokazały się̨ tłumy Hiszpanów z bramy Portillo, dostały się̨ aż pod mury Trynitarzów i z największą odwagą uderzyły na wyłom. Ów świeżo wykopany i silny ogień broniących wyłomu, wstrzymały ich zapęd. Nie mogąc się̨ tym otworem wedrzeć wewnątrz, okrążają budowlę i dostają się̨ do drzwi kościoła. Pod strzałami z okien, wywalają je siekierami. Już drzwi są zdruzgotane, wstrzymuje ich jeszcze oszańcowanie z worów napełnionych ziemią, w tyle drzwi wzniesione; i tego już część zniszczyli; mężna jednak obrona Francuzów sprawiła na koniec, iż się̨ cofnęli.

Na czele tego hufcu był zakonnik, który trzymając w jednym ręku krzyż, w drugim pałasz, zagrzewał swych do boju. Kobiety uwijały się̨ wśród kul i granatek, rozdawały ładunki i zachęcały walczących. Pomiędzy zabitemi był także jeden kapucyn, który, jak Cavallero twierdzi, zawsze się̨ wśród boju znajdował i swą walecznością często zadziwiał. Zginął dając ostatnie olejem świętym namaszczenie jednemu rannemu.

Drugi kapłan w moment zaraz wy szedł, i pod strzałami nieprzyjaciela zebrał olej święty, przez śmierć owego kapucyna na ziemię wylany. 

Tak to zapał Saragossanów wzrastał codziennie. Widać było że działali ludzie, któremi, bez różnicy powołania i stanu, jedne środki i zarówno silnie władać mogły ; były niemi: religia i niezłomna chęć niepodległości. Uczucia te zamieniły każdego obrońcę Saragossy w człowieka, że tak powiem, przez się działającego; przykład, niestety! zbyt rzadki, a przecież jeden tylko godny człowieka. Nie wodza niezłomne postanowienie, nie od rzucane ciągle wszelkie propozycye kapitulacyi, nie te nawet ogromne ofiary, które Saragossa poniosła, stanowią szczególniejszą cechę tej nadzwyczajnej obrony; jest nią stały, niezachwiany umysł każdego w szczególności mieszkańca, jest nią owo samowolne ich poświęcenie się. W działaniach wojennych sztuka i geniusz zwracają powszechnie najmocniej uwagę naszą.

Kto obronę Saragossy rozważa, nie szukając ich, oddaje hołd podziwienia mieszkańcom tego bohaterskiego miasta; przyznaje to wszystkim, co nie mogło być dziełem jednego; nie bada o imiona wodzów, ale chciałby całe to szanowne poznać stowarzyszenie. Walczyli Saragossanie nie tylko o pojedyncze domy, ale o piętra, o każdą izbę nawet. Zakonnicy pokazywali się po ulicach z pałaszem przypasanym na wierzchu habitu; jednych zachęcali do walki, drugich do pracy około bateryj, sami byli czynnymi, robili proch i ładunki, roznosili je gdzie po trzeba wymagała; wśród ognia dawali pomoc duchowną, a częstokroć nie tylko słowy, ale także własnym przy kładem zagrzewali żołnierza. Kobiety nawet pomagały do obrony; w jednej odezwie jenerał Palafox zachęca je, aby naśladowały męstwo i umysł marsowy dawnych Amazonek. Roznosiły napój i ładunki dla walczących, w których liczbie mężów swych lub też synów znajdowały.

Zdarzało się, że niewiasta po zabitym przy boku swym mężu porywała broń, i usiłowała pomścić się jego śmierci. Niektóre otrzymały nagrody wojskowe. Nie tylko kobiety z pospólstwa mięszały się pomiędzy wojowników; czasem młoda, zgrabnie przybrana piękność, niesilną swą ręką dźwigając karabin wojskowy, spieszyła do boju. Oficerowie znajdowali przykład w męstwie takich kobiecych wojowników i nową pobudkę w ich obecności, która w nich zapewne nadzieję słodkiej nagrody nieciła. 

Dnia 1 go lutego miną wysadzono mur, który oddzielił klasztor ś. Moniki od Augustyanów. Porucznik Dobrzycki Andrzej z kompanią pułku 3go wpadł zaraz otworem i dostał się do kościoła. Hiszpanie spodziewali się natarcia na klasztor wyłomem zrobionym działami zewnątrz obwodu miasta. Nieprzewidziany z innej strony atak zmięszał ich. Porucznik Dobrzycki zaczął atak natarczywie. Podporucznik Rutkowski dostał się w kilku ludzi, znalezioną drabinką, na chór i ztamtąd chylił strzały. Obrońcy musieli po krótkim oporze ustąpić. W kilka potem godzin usiłowali odzyskać ten klasztor, ale bez skutecznie; wszystkie zasłony warowne były już przeciw nim obrócone.

W klasztorze tym ponieśli później Polacy stratę bardzo dotkliwą: odważny podpułkownik pułku 3go Bieliński poległ w nim od kuli karabinowej, ugodzony w głowę przez mały otwór wykutej w murze strzelnicy.

W dniu, kiedy zdobyto klasztor Augustyanów, zrobiono także atak przy ulicy Quemada. Nieprzyjaciel miał w kilku domach nieliczne warty; wyparowano je i ścigano przez komunikacye kute w ścianach, aż do rogu ulic Quemada i Cosso; ale wkrótce Hiszpanie zebrali swe siły, i uderzyli na naszych. Sapery, którzy zaczęli robić warowne zapory, nie mieli jeszcze dość czasu, aby je ukończyć. Francuzi walczyli mężnie, musieli jednak nakoniec odstąpić zdobyczy, straciwszy ludzi zabitych i rannych. W czterech domach, o które w dniu tym walczono, narachowano poległych z obu stron ośmdziesiąt ludzi.

Nazajutrz Polacy odzyskali przecież po dziewięcio-godzinnej walce dwa z tych domów napowrót. W środkowym ataku wysadzono minami kilka domów w pobliskości S. Engracia. Kapitan Żukowski z Grenadyerami, a kapitan Milberg z woltyżerami pułku Igo wpadli natychmiast; Hiszpanie zajmowali przylegle zwaliskom budowle, już mieli w nich przygotowane strzelnice; z tych zaczęli rzęsisty ogień. Kompania woltyżerów nie znalazła wyłomu w miejscu, które miała sobie wskazane, musiała pod ogniem na powrót przebiegać i wziąść inny kierunek ataku. Sierżant Kowalczuk widząc podczas tego powrotu, że oficer jego za nim postępujący pomiędzy gruzami uwiązł i że już Hiszpanie z zaściani minami pootwieranych przyskoczyli ku niemu, obrócił się, i z bronią na przykładzie nad leżącym oficerem i pod gradem kul czekał, póki ten nie wydobył się z gruzów. Po długiej walce zwaliska dwóch domów zostały zajęte. 

Dzień ten był dniem najdotkliwszej straty dla armii naszej. Jenerał inżynierów Lacoste, który był przytomnym przy dopiero opisanym ataku, śmiertelnym razem od kuli ugodzonym został. Pułkownik Rognat objął po nim dowództwo tej broni.

Trzema dniami wprzódy zginął dowódzca inżynierów hiszpańskich pułkownik San-Genis w bateryi nazwanej Palafox, skąd rozpoznawał prace nasze; zastąpił go podpułkownik Don Cajetano Zappino.

W ataku średnim zaczęto trzy podkopy pod klasztór panien Jerozolimskich. Hiszpanie dostrzegli naszą robotę i zaczęli przeciw miny; lecz ich prace nie uszły naszej baczności, bo przy tym szczególnym rodzaju wojny, spodziewając się co moment być wysadzonym na powietrze, każdy z przyłożonem do ziemi uchem czuwał nad swojem bezpieczeństwem. Nasi inżynierowie nie podkopawszy się jeszcze pod klasztór, musieli podłożyć minę i podpalić ją. Małe pobliskie domki rozsypały się, jeden oficer, piętnastu żołnierzy i inżynierowie hiszpańscy zostali zagrzebani. 

Hiszpanie kusili się kilka razy o odzyskanie klasztoru Trynitarzów. Naprawiono wyłom który w nim zrobili, i wysypano baterye dla ugaszenia ogniów miejskich nań wykierowanych. Oblężeńcy zaczęli podkop od klasztoru miłosierdzia, aby się nim dostać do Trynitarzów, skończyli go, ale nie mieli dostatecznej ilości prochu aby minę tę osadzić; ilość ta, którą fabryki codzienne wydać mogły, wychodziła na konieczniejsze potrzeby; z oszczędności uzbierano go na koniec, lecz w ten czas, kiedy już było za późno. Zdobywając tak pojedyńcze domy, potrzeba było prawie o każdy kilka razy toczyć walkę: pierwszą, aby się zbliżyć do domu i wedrzeć się wewnątrz, drugą, aby się w nim usadowić; potem mu siano zdobywać piętro po piętrze i dostać się aż do dachu i piwnic; kiedy to się nie udało, musiano dom miną wysadzić i znowu trzeba było na nowo walczyć, aby opanować szczątki. Lecz jeżeli dom wysadzony zupełnie się rozsypał, nie mogli nacierający ani przedrzeć się dalej, ani usadowić się w gruzach, bo nieprzyjaciel zajmował zaraz poboczne budowle, których mina nieuszkodziła, i ze wszystkich stron na gruzy chylił strzały. Z tych przyczyn oficerowie od inżynierów przestali wysadzać całkiem budowle; starali się przeciwnie tak zakładać miny, aby niemi tylko znaczne robić wyłomy. Wprawdzie zbyt wielka była niejednostajność miejscowa, aby zawsze otrzymać pożądany skutek, jednakże oblężeńcy musieli chwycić się także nowych środków obrony. Gdy już widzieli że będą musieli opuścić dom jaki, zapalali go. Budowle w Saragossie mało mając drzewa, nie łatwo się palą; napełniali je przeto palnemi rzeczami i powlekali smołą. Ogień potem trwał długo i dawał czas oblężeńcom do wznoszenia na nowo warownych zapór w przyległych domach.

Z klasztoru panien Jerozolimskich zaczęto kopać jednę minę pod ogromny klasztor Ś. Franciszka, na przeciwnej stronie ulicy Engracia leżący, dwie zaś miny pod szpital, wielką przyległą budowlę. Hiszpanie i tu zaczęli przeciwminy, lecz uprzedzono ich. Francuzi naładowali swoje prochem i zapalili. Chociaż do miny dążącej pod Ś. Franciszka użyto 1500 funtów prochu, nie zrobiła jednak dostatecznego wyłomu. Wyłomy zaś w szpitalu otwarły się dość znacznie. Zdobyto dwie trzecie części tej budowli, już w pierwszem oblężeniu nie zmiennie uszkodzonej. Nie można jednak było w tym średnim ataku przedrzeć się do ulicy Cosso. 

Wojna ta w mieście doszła już była do najwyższego stopnia zaciętości, czyli raczej przybrała wściekłości postać. Na powierzchni niszczyły się obie strony, aby zająć gruzy nędznego jakiego domu, pod ziemią ryły się obie, aby się na powietrze wysadzić, a mieszkańcy podpalali szczątki własnych domów, które mu sieli opuszczać. 

Liczba nasza była zbyt niedostateczną, aby oblegać tak broniącą się pięciudziesiąt tysięczną armią. Jenerał Suchet z dywizyą swoją (oprócz pułku 40go) składał korpus obserwacyjny, przeszkadzając aby powstańcy nie zgromadzali się. Dywizya Gazan zajmowała lewy brzeg Ebru przed przedmieściem. Nieliczna dywizya jenerała Morlot wraz z pułkiem 40 opasywała miasto przed zamkiem, od górnego Ebru aż do Trynitarzów, zajmując tak że i ten klasztor; do żadnej innej służby nie mogła dostarczać ludzi. Nie pozostało więc do ataku miasta jak dwie dywizye Grandjean i Musnier; pierwsza złożona z pułków 14 i 44go francuzkich, 2go i 3go polskich, druga z 114go i 115go fran. i z I-go polskiego. Siedm tych pułków liczyły 9,000 ludzi. Połowa z nich szła codziennie na służbę do miasta; tam musiała zajmować warty w dzierżonych już domach, uskuteczniać wszelkie prace i wykonywać ataki. Codzienne boje i szturmy były zawsze opłacane krwią kilku walecznych. Dwie te dywizye cierpiały niezmiernie wiele; prace wy cieńczały ludzi. Nowe codzienne do zwalczenia trudności zaczęły nakoniec zrażać żołnierzy; tymczasem Hiszpanie co dzień nieco ku środkowi miasta usuwając się, okazywali ciągle umysł niezachwiany. 

Dnia 7 lutego podkopano się pod klasztor Pijarów, o który tak długo walczono. Hiszpanie za późno dostrzegli że go Francuzi minują; nie mogli już przeciwminy rozpocząć, ale go zapalili i opuścili.