Potyczka pod Epilą w 1808 roku

Na podstwie pamiętnika jenerała Józefa Mrozińskiego Oblężenie i obrona Saragossy w latach 1808 - 1809Kraków 1858

Jenerał Palalfox wyszedł przedmieściem z Saragossy, w tym samym dniu 15 czerwca, kiedy Francuzi do niej wchodzili. Miał zaś przy sobie brata swego, Fran­ciszka Palafoxa, księdza Basilio, franciszkanka, podpułkownika inżynierii Beillan, Tio Jorge, kapitana Obisbo i innych, przytem nieco piechoty i 100 dragonów królewskich.

Przeszedł Ebr w Pina i Belchitte (wymawia się Belczite) połączył się z baronem Versage mającym do 3,000 ludzi nowego zaciągu. Oddziały te, wzmocnione powstańcami z okolic, utworzyły korpus do 8,000 piechoty wynoszący, 100 koni i cztery działa, którym (korpusem) chciał może dopomóc stolicy, albo działać na linii komunikacyj francuskich z Tudelą.

W dniu 21 czerwca przybył do Almunia, gdzie się dzień zabawił dla odby­cia popisu swego wojska.

23-go ruszył dalej i stanął w Epila nad rzeką Xalon. Dowódcy pojedynczych oddziałów przekładali jenerałowi niesforność panującą w wojsku, i niezawodność klęski gdy przyjdzie do walki. Niektórzy chcieli iść do Walencyi, i gotowi to byli zrobić bez rozkazu. Jenerał Palafox zgromadziwszy wszystkich, wezwał do pełnienia powinności, dodając, iż chętnie wyda paszporty tym , którzy by w chwili niebezpieczeństwa opuścić go chcieli. Nikt z propozycji tej nie korzystał.

Jenerał Lefebre, bądź że nie odebrał dokładnych wiadomości o sile i składzie tej kolumny, bądź że miał powody nie wierzyć zasiągnionym o niej wieściom, wysłał pułkownika Chłopickiego do Epili, nie dając mu innego rozkazu jak ten, aby rozpędził powstańców, gdyby ich tam znalazł; jeżeliby zaś zastał mieszkańców spokojnych, miał ich zapewnić o względach wodzów francuskich i wskazać im sposób zachowania się na przyszłość.

Kolumna która w tym celu pułkownikowi Chłopickiemu była po­ wierzona, nie wynosiła tysiąca ludzi. Składały ją : pułk l-szy polski, jeden słaby bardzo batalion pułku 15-go francuskiego, 50 koni po większej części kawalerii hiszpańskiej, za wejściem do Pampeluny do wojsk francuskich dołączonej, i jedno działo. Zaraz po odebraniu rozkazów dnia 23 czerwca nad wieczorem pułkownik Chłopicki wyruszył z swoją kolumną z obozu. Gdy Epila odległą jest od Saragossy o 5 mil Aragońskich (mil Aragońskich liczy się 18 na stopień), przybył więc pod Epilę już bardzo późno w nocy.

Kilkanaście wystrzałów na naszą przednią straż, a po znacznej chwili znowu kilkanaście na ostatnie roty naszej kolumny, nie dały wątpić, że nieprzyjaciel znaj­dował się w mieście, a nawet że straże jego starały się rozeznać siły nasze. Pułkownik Chłopicki usiłował więc zaraz poznać położenie miejsca w, którem się znajdował; udał się do przedniej straży i odkrywszy wzgórek który placówka nieprzyjacielska za zbliżeniem się naszem opuściła, zaraz ważne to w rozeznanej dotąd pozycji miejsce zająć polecił.

Chociaż dla bardzo wielkiej ciemności nocnej, wszystkie części kolumny ściśle się w marszu łączyły, jednak, bądź widziane w kilku miejscach wystrzały, bądź mylnie słyszany głos, bądź na koniec z jakiego przypadku zdarzona w kolumnie przerwa, sprawiły, że pułkownik Chłopicki ledwie z przednią strażą znalazł się na swej pozycji, a reszta kolumny udała się prosto aż pod mury miasta.

Pułkownik Chłopicki chce wskazać stanowisko batalionom, aliści nie znajduje ich; stara się wyszukać je w dyrekcyi skąd kolumna przybyła, a wtem słyszy pod miastem wszczęty ogień, który wkrótce z jednej strony na całej rozciągłe stojącej linii hiszpań­skiej, z drugiej zaś w naszych trzech batalionach dał się widzieć.

Pułkownik Chłopicki przybył do naszej linii, wstrzymał ogień, przeprowadził ją na pozycję już obraną, i na niej postanowił oczekiwać dnia, dla spotkania się z nieprzyjacielem.

Widziany ogień na linii Hiszpanów, nie dał wątpić o bardzo znacznej ich sił wyższości. Noc mogła sprzy­jać świadomym miejsca. Kolumna więc nasza musiała baczyć na każdy ruch czatnika. Żołnierz obstawiony posterunkami, siedząc z bronią w ręku, spoczywał resztę tej nocy.

Przez cały czas słychać było wiele poruszeń u nie­ przyjaciela. Przed samym dniem nastąpiła w obozie jego wielka cichość, skąd wnosić można było, że opuścił miasto; lecz dzień (24 czerwca) odkrył nam okolice i linie hiszpańskie gotowe do boju.

Na naszem prawem skrzydle małe wzgórki wznosiły się ponad prawy brzeg rzeki Xalon , na lewem mieliśmy pasmo gór zwane Sierra de la Muela. Przed miastem, na wzniosłem nieco położeniu, stała w linii pie­chota nieprzyjacielska, złożona po większej części z wojska regularnego; prawe jej skrzydło oparte o oliwy, nieco dalej uszykowana jazda. Przyległe wzgórki obsa­dzone były gromadami uzbrojonych chłopów. Przed frontem linii nieprzyjacielskiej, nieco ku jej lewemu skrzydłu, było małe, lecz dość przykre do dostąpienia płaskowzgórze (plateau). Na niem umieścili Hiszpanie baterię z 4-ch dział.

Pułkownik Chłopicki postanowił zrobić atak jeden z prawego; drugi na baterię był w tem położeniu nie­ zbędnym. Dwie kompanie polskie i kawalerya składały rezerwę. Oddział na wzgórku ku Xalon leżącym, uwa­żał nieprzyjaciela na lewym brzegu tej rzeki. Reszta nielicznego tego wojska uszykowaną została w trzy ko­lumny; każda z nich miała sobie wskazany kierunek. Po kilku wystrzałach naszego działa, ruszyły wszystkie. Pomiot kartaczami z bateryi nieprzyjacielskiej, przy­ śpieszył tylko poruszenie kolumn naszych; przebyły wą­ wóz, który je od nieprzyjaciela dzielił.

Już kapitan Notkieiwicz z batalionem, którym dowodził, zbliżył się pod samą baterę; już nieporządek wkradł się w liniach piechoty nieprzyjacielskiej, a jeszcze ich artylerzyści z zadziwiającą odwagą pełnili swą powinność. Porucznik Chajęcki, którego pluton formował czoło kolumny kapitana Notkiewicza, wpadł pędem na nich, większa część artylerzystów zginęła pod bagnetem, kilku tylko uszło, zagwoździwszy jednak jeszcze dwa działa. Na ten widok całe siły nieprzyjaciela pierzchnęły; kawalerię naszą posłano w pogoń, lecz bliskie bezdrożne góry sprzyjały jego ucieczce.

Cztery działa i kilkunastu jeńców zostało się w ręku naszym, z którymi pułkownik Chłopicki powrócił tego samego dnia do obozu.

Pomiędzy jeńcami znajdował się Don Julian Albo, kapitan od inżynierów, który przed zaczęciem bitwy z dwudziestu dragonami wyjechał dla rozpoznania nas. Podporucznik Zawadzki Stefan od pobliskiej placówki, w ośmiu tylko woltyżerów puścił się ku niemu. Liczba ta nie mogła być straszną oddziałowi hiszpańskiemu, dla tego też dał im się zupełnie do siebie przybliżyć; lecz mężne natarcie tej garstki sprawiło, że kapitan Albo, którego konia już podporucznik Zawadzki za cu­gle ujął, opuszczony od swych ludzi, musiał mu się poddać.

Jenerał Palafox ledwie małe oddziały ze swego wojska z trudnością pozbierane, wprowadził do Saragossy we dwóch kolumnach; pierwsza pod dowództwem jego brata Franciszka, druga prowadzona przez niego samego, o jeden dzień odległości; powrót ten do miasta nastąpił w 16 dni po wyjściu.

Jenerał Palalfox wyszedł przedmieściem z Saragossy, w tym samym dniu 15 czerwca, kiedy Francuzi do niej wchodzili. Miał zaś przy sobie brata swego, Fran­ciszka Palafoxa, księdza Basilio, franciszkanka, podpułkownika inżynierii Beillan, Tio Jorge, kapitana Obisbo i innych, przytem nieco piechoty i 100 dragonów królewskich.

Przeszedł Ebr w Pina i Belchitte (wymawia się Belczite) połączył się z baronem Versage mającym do 3,000 ludzi nowego zaciągu. Oddziały te, wzmocnione powstańcami z okolic, utworzyły korpus do 8,000 piechoty wynoszący, 100 koni i cztery działa, którym (korpusem) chciał może dopomóc stolicy, albo działać na linii komunikacyj francuskich z Tudelą.

W dniu 21 czerwca przybył do Almunia, gdzie się dzień zabawił dla odby­cia popisu swego wojska.

23-go ruszył dalej i stanął w Epila nad rzeką Xalon. Dowódcy pojedynczych oddziałów przekładali jenerałowi niesforność panującą w wojsku, i niezawodność klęski gdy przyjdzie do walki. Niektórzy chcieli iść do Walencyi, i gotowi to byli zrobić bez rozkazu. Jenerał Palafox zgromadziwszy wszystkich, wezwał do pełnienia powinności, dodając, iż chętnie wyda paszporty tym , którzy by w chwili niebezpieczeństwa opuścić go chcieli. Nikt z propozycji tej nie korzystał.

Jenerał Lefebre, bądź że nie odebrał dokładnych wiadomości o sile i składzie tej kolumny, bądź że miał powody nie wierzyć zasiągnionym o niej wieściom, wysłał pułkownika Chłopickiego do Epili, nie dając mu innego rozkazu jak ten, aby rozpędził powstańców, gdyby ich tam znalazł; jeżeliby zaś zastał mieszkańców spokojnych, miał ich zapewnić o względach wodzów francuskich i wskazać im sposób zachowania się na przyszłość.

Kolumna która w tym celu pułkownikowi Chłopickiemu była po­ wierzona, nie wynosiła tysiąca ludzi. Składały ją : pułk l-szy polski, jeden słaby bardzo batalion pułku 15-go francuskiego, 50 koni po większej części kawalerii hiszpańskiej, za wejściem do Pampeluny do wojsk francuskich dołączonej, i jedno działo. Zaraz po odebraniu rozkazów dnia 23 czerwca nad wieczorem pułkownik Chłopicki wyruszył z swoją kolumną z obozu. Gdy Epila odległą jest od Saragossy o 5 mil Aragońskich (mil Aragońskich liczy się 18 na stopień), przybył więc pod Epilę już bardzo późno w nocy.

Kilkanaście wystrzałów na naszą przednią straż, a po znacznej chwili znowu kilkanaście na ostatnie roty naszej kolumny, nie dały wątpić, że nieprzyjaciel znaj­dował się w mieście, a nawet że straże jego starały się rozeznać siły nasze. Pułkownik Chłopicki usiłował więc zaraz poznać położenie miejsca w, którem się znajdował; udał się do przedniej straży i odkrywszy wzgórek który placówka nieprzyjacielska za zbliżeniem się naszem opuściła, zaraz ważne to w rozeznanej dotąd pozycji miejsce zająć polecił.

Chociaż dla bardzo wielkiej ciemności nocnej, wszystkie części kolumny ściśle się w marszu łączyły, jednak, bądź widziane w kilku miejscach wystrzały, bądź mylnie słyszany głos, bądź na koniec z jakiego przypadku zdarzona w kolumnie przerwa, sprawiły, że pułkownik Chłopicki ledwie z przednią strażą znalazł się na swej pozycji, a reszta kolumny udała się prosto aż pod mury miasta.

Pułkownik Chłopicki chce wskazać stanowisko batalionom, aliści nie znajduje ich; stara się wyszukać je w dyrekcyi skąd kolumna przybyła, a wtem słyszy pod miastem wszczęty ogień, który wkrótce z jednej strony na całej rozciągłe stojącej linii hiszpań­skiej, z drugiej zaś w naszych trzech batalionach dał się widzieć.

Pułkownik Chłopicki przybył do naszej linii, wstrzymał ogień, przeprowadził ją na pozycję już obraną, i na niej postanowił oczekiwać dnia, dla spotkania się z nieprzyjacielem.

Widziany ogień na linii Hiszpanów, nie dał wątpić o bardzo znacznej ich sił wyższości. Noc mogła sprzy­jać świadomym miejsca. Kolumna więc nasza musiała baczyć na każdy ruch czatnika. Żołnierz obstawiony posterunkami, siedząc z bronią w ręku, spoczywał resztę tej nocy.

Przez cały czas słychać było wiele poruszeń u nie­ przyjaciela. Przed samym dniem nastąpiła w obozie jego wielka cichość, skąd wnosić można było, że opuścił miasto; lecz dzień (24 czerwca) odkrył nam okolice i linie hiszpańskie gotowe do boju.

Na naszem prawem skrzydle małe wzgórki wznosiły się ponad prawy brzeg rzeki Xalon , na lewem mieliśmy pasmo gór zwane Sierra de la Muela. Przed miastem, na wzniosłem nieco położeniu, stała w linii pie­chota nieprzyjacielska, złożona po większej części z wojska regularnego; prawe jej skrzydło oparte o oliwy, nieco dalej uszykowana jazda. Przyległe wzgórki obsa­dzone były gromadami uzbrojonych chłopów. Przed frontem linii nieprzyjacielskiej, nieco ku jej lewemu skrzydłu, było małe, lecz dość przykre do dostąpienia płaskowzgórze (plateau). Na niem umieścili Hiszpanie baterię z 4-ch dział.

Pułkownik Chłopicki postanowił zrobić atak jeden z prawego; drugi na baterię był w tem położeniu nie­ zbędnym. Dwie kompanie polskie i kawalerya składały rezerwę. Oddział na wzgórku ku Xalon leżącym, uwa­żał nieprzyjaciela na lewym brzegu tej rzeki. Reszta nielicznego tego wojska uszykowaną została w trzy ko­lumny; każda z nich miała sobie wskazany kierunek. Po kilku wystrzałach naszego działa, ruszyły wszystkie. Pomiot kartaczami z bateryi nieprzyjacielskiej, przy­ śpieszył tylko poruszenie kolumn naszych; przebyły wą­ wóz, który je od nieprzyjaciela dzielił.

Już kapitan Notkieiwicz z batalionem, którym dowodził, zbliżył się pod samą baterę; już nieporządek wkradł się w liniach piechoty nieprzyjacielskiej, a jeszcze ich artylerzyści z zadziwiającą odwagą pełnili swą powinność. Porucznik Chajęcki, którego pluton formował czoło kolumny kapitana Notkiewicza, wpadł pędem na nich, większa część artylerzystów zginęła pod bagnetem, kilku tylko uszło, zagwoździwszy jednak jeszcze dwa działa. Na ten widok całe siły nieprzyjaciela pierzchnęły; kawalerię naszą posłano w pogoń, lecz bliskie bezdrożne góry sprzyjały jego ucieczce.

Cztery działa i kilkunastu jeńców zostało się w ręku naszym, z którymi pułkownik Chłopicki powrócił tego samego dnia do obozu.

Pomiędzy jeńcami znajdował się Don Julian Albo, kapitan od inżynierów, który przed zaczęciem bitwy z dwudziestu dragonami wyjechał dla rozpoznania nas. Podporucznik Zawadzki Stefan od pobliskiej placówki, w ośmiu tylko woltyżerów puścił się ku niemu. Liczba ta nie mogła być straszną oddziałowi hiszpańskiemu, dla tego też dał im się zupełnie do siebie przybliżyć; lecz mężne natarcie tej garstki sprawiło, że kapitan Albo, którego konia już podporucznik Zawadzki za cu­gle ujął, opuszczony od swych ludzi, musiał mu się poddać.

Jenerał Palafox ledwie małe oddziały ze swego wojska z trudnością pozbierane, wprowadził do Saragossy we dwóch kolumnach; pierwsza pod dowództwem jego brata Franciszka, druga prowadzona przez niego samego, o jeden dzień odległości; powrót ten do miasta nastąpił w 16 dni po wyjściu.